czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 30

Oczywiście nie powiedziałam mu jak mam na imię... To byłoby zbyt proste, zbyt łatwe a co gorsza, zbyt niebezpieczne...
-Dowiesz się w swoim czasie, prędzej czy później wyjdzie na jaw jednak na razie wolałabym nie ryzykować...
-Nie ryzykować? Czego ? – Dreon wciąż napierał na mnie pytaniami... Stawało się to coraz bardziej denerwujące i irytujące. W końcu nie wytrzymałam i po chwili wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć zimny, odprężający i baaardzo długi prysznic. Zamknęłam drzwi na klucz.
-Tym razem mi się nie wepchasz do łazienki...- pomyślałam i weszłam do wanny. Zmieniłam zdanie, woda była taka gorąca, że parowało moje ciało. Otulała mnie niczym delikatny puch, jakbym była w jakiejś bańce pełnej gorącego powietrza... Nalałam całą wannę wrzącej wody i powoli zanurzyłam w niej stopy, potem już weszłam cała i zanurkowałam. To było niesamowite. Poruszałam pod wodą palcami i mogłam się bawić prądami wody, tworzyłam pod wodą swój własny świat w tym przypadku bardzo malutki ale jednak ! Zrobiłam Dreona z jego potężnymi skrzydłami, przyglądał mi się i machał do mnie. Zapatrzona zapomniałam, że zajmuję łazienkę od dobrej godziny. Zerwałam się, ubrana w pierwsze lepsze ciuchy, stanęłam pod drzwiami i nasłuchiwałam co też kombinuje mój Dreon... Czy w ogóle jest w domu... Jedyne co się odezwało do mnie to ta pusta i głucha cisza. Więc otworzyłam pewna siebie drzwi i wyszłam z zaparowanego po sufit pomieszczenia. Para unosiła się za mną aż do kuchni, zaparowały wszystkie, nawet te największe okna. To było dość dziwne zjawisko, ponieważ para nie osadzała się na oknach jak to zwykle bywa tylko tworzyła dziwne znaki... Były łudząco przypominające te, które widziałam pod czas ucieczki z Quintrix... na kamieniach w dziwnym domku... Ta kobieta wtedy o niczym i nie mówiła, niczego nie wytłumaczyła. Te znaki...
A pod spodem gdzie szyba całkowicie zaparowała pojawiał się napis Nerolai. Imię mojej matki... co to mogło znaczyć? Czy to była a może jeszcze jest próba kontaktu ? Trochę się przestraszyłam tego całego dziwnego zajścia, podeszłam do okna przejechałam palcami po znaku a ten zaświecił i zaraz potem zgasł. Para schodziła z okna a za nią, pojawiała się twarz kobiety. To była ona, to moja matka. Wysoka brunetka pomachała do mnie, uśmiechnięta. Dotknęła dłonią szyby, poczułam ciepło na plecach najpierw delikatnie a potem ciepło narastało, aż zaczęło parzyć. Wypaliło mi coś na plecach, bolało jednak nie do przesady. Wtedy wrócił Dreon, stałam pod oknem z przepaloną koszulką na lewej łopatce.
-Co to jest ? Co ci się stało? – spojrzał na mnie, natychmiast podszedł prędko do mnie i zaczął odchylać koszulę. Na ciele widniały czarne, przepalone kręgi, składające się w jedną całość.

-Przecież to niemożliwe – Dreon nie mógł oderwać ode mnie wzroku...

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 29

-No dobrze, wszystko jest do wytłumaczenia, wyszłam z domu, chodziłam uliczkami, spacerowałam po moście nad Winno. Zebrała się burza, fale szalały. Wyszłam z nadzieją na zakupy, i że ci zrobię niespodziankę obiadem jaki miałam przygotować dla nas. Przestraszyłam się tej burzy i szybko zrobiłam zakupy. Weszłam do domu, ciebie nie było ale skąd miałam wiedzieć, że poszedłeś mnie szukać. Myślałam, że raczej będziesz spać czy coś innego robić ale w domu. Nie zastałam cię więc uznałam, że niespodzianka się tym bardziej uda. Chciałam już zacząć gotować i chyba się poślizgnęłam na czymś.
-To ja rozlałem wodę na podłogę, byłem podenerwowany... – Wtrącił Dreon, który teraz już usiadł obok mnie i trzymał za rękę.
-No widzisz, poślizgnęłam i upadłam, prawdopodobnie uderzyłam się w głowę- dotknęłam się z tyłu głowy i poczułam materiał.
-Co to ?- Dreon odjął moją dłoń od głowy.
-Rozcięłaś głowę, za tobą była wielka kałuża krwi, myślałem, że omdlałaś i musiałem ci pomóc. Patrzyłem na ciebie byłaś taka bezbronna, taka wiotka. Nie wiem nawet o co sobie to zrobiłaś. Opatrzyłem cię i położyłem do łóżka, opatuliłem i grzałem skrzydłami. Byłaś taka chłodna a twoja skóra nabrała alabastrowej barwy. Przerażony byłem, nigdy więcej mi tego nie rób głupolu. – Powiedział to i przytulił mnie bardzo mocno, czułam jego ciepła skórę, jego rytm bicia serca. Jak pod jego wpływem drży każdy cal jego ciała. I jeszcze ten zapach, czułam jak nie wypełnia całą zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą cudowną wonią. Wzrosło moje pragnienie, ale nie chciało mi się pić to było pragnienie bliskości, a by Dreon był ze mną już zawsze i na zawsze. Bym nigdy nie czuła, że opuścił mnie jego zapach i przenikliwy wzrok. Odsunęłam się od łóżka by być bliżej jego silnych pleców i wyrzeźbionej klatki, by móc bardziej poczuć jego skórę. Zapragnęłam go tak bardzo, że nie kontrolowałam już sama siebie.
Złapałam go za szyję, przyciągnęłam dłonią do siebie i namiętnie pocałowałam. Odsunął się ode mnie zaszokowany ale po chwili to on mnie złapał w obie dłonie i zaczął całować. To było tak nieziemskie doznanie, takie cudowne jego usta stykały się teraz z moimi. Połączyły się tak mocno jakby nigdy nie chciały się odczepić od siebie. Jego miękki i wilgotny język tańczył wraz z moim ogniste tango. Spojrzałam na jego oczy, jego świetliste iskierki krążyły po tęczówce, robiąc idealne kółeczka na brązowej barwie. Hipnotyzowało mnie jego niesamowite spojrzenie. Nie wiem jak on to robił ale czułam jak pochłania moją duszę. Jak jest we mnie, nie ciałem a tak mentalnie. Zszedł na moją szyję a po moim ciele przeszedł dreszcz. Całował delikatnie wręcz muskał moją skórę. Tak szybko mógł mnie rozpalić. Zdjęłam bandaż z głowy i rzuciłam poza łóżko i oddałam się w pełni przyjemności. Zaczął całować mnie z drugiej strony, miałam ochotę zamknąć oczy ale bardziej chciałam zdjąć z Dreona tą koszulkę, która skrywała całe jego piękno. To wyrzeźbione ciało, takie gorące i całe pulsujące pod moim wpływem. Jego zapach, czarny bez, roznosił się po całym pomieszczeniu, otulał mnie i trzymał w swoich sidłach jednocześnie. Podniosłam się i pociągnęłam za koniec koszulki, sprawnie ją z niego zsunęłam. Zaczęłam głaskać, poczułam miejsce gdzie wyrastają jego silne i potężne skrzydła. Palcami przesunęłam wzdłuż jego pleców, po kręgosłupie, czułam jego napinające się nade mną mięśnie. Schodził coraz niżej na dekolt zdjął bluzkę, całował mnie po piersiach, po brzuchu, na bokach. Głaskałam go i oddawałam sie przyjemności jaką czerpałam z każdego jego ruchu. Po chwili rozwinęły się za nim jego piękne skrzydła. On nade mną lewitował, całował się ze mną w powietrzu, to było niespotykane doświadczenie. Przyciągnął mnie do siebie i trzymał mocny abym nie upadła. Obrócił nas i byliśmy w pionie ale dalej w powietrzu. Głaskał i dotykał całe moje ciało, zawiało jego zapachem i ulegałam juz kompletnie. Zdjął ze mnie resztę ubrania i położył na miękkich poduszkach. Całował mnie wzdłuż nóg, masował stopy. Widziałam, że mnie bardzo kocha, dawał mi to do zrozumienia codziennie, przez małe gesty i właśnie teraz też...
Czułam jego męskość, wszedł we mnie. Nie bolało mnie nic, byłam bardzo podekscytowana. To było niesamowite uczucie, napierał na mnie a ja zaczęłam ciężej oddychać, czułam rozpierającą mnie rozkosz. Dreon zaczął powoli a potem zaczynał stopniowo pchać mocniej, patrzyłam mu w oczy, które świeciły, jak nocą nie jednemu zwierzęciu. Zaczęłam pojękiwać a on dyszeć. Pocił się, skóra nabrała śliskości. Zaczęłam wbijać paznokcie z rozkoszy, drapałam, ale nie kontrolowałam juz tego, to płynęło samo ze mnie. Zmieniliśmy pozycję, ja byłam na górze a Dreon na dole. Zaczęłam się ruszać, on dotykał nie na plecach, na brzuchu, na piersiach. Odchyliłam się do tyłu, oboje byliśmy już zmęczeni ale chciałam mu dać wszystko co we mnie najlepsze, żeby zobaczył jak bardzo go kocham i pragnę. Złapał, wręcz ścisnął mnie za biodra, przytrzymał i pociągnął do siebie, było mi nieziemsko dobrze. Wpatrywał się uśmiechnięty we mnie, w moje nagie ciało. Leżeliśmy obok siebie wtuleni, cieszyliśmy się sobą, tą chwilą, która trwała.
-Jesteś taka piękna, i taka moja- wyszeptał mi do ucha i ucałował w policzek.
-Powiesz mi jak masz na imię? – To pytanie zbiło mnie z tropu, zabrzmiało trochę tak jakbyśmy się dopiero co poznali i już wylądowali w łóżku.
-Nie wiem czy to pytanie jest na miejscu, leżymy, cieszymy się sobą a ty wyskakujesz moim imieniem...

-Przepraszam cię jeśli cię speszyłem tym pytaniem.- Próbował się usprawiedliwić i wtulił się we mnie. To było słodkie z jego strony.

sobota, 19 września 2015

Hej !! :D

Cześć moje czytelniczki ! Miałam mały problem z dodawaniem rozdziałów poniewaz nie pamietałam loginu. Mam dalsze ciagi tylko prosze was o cierpliwosc... Macie juz jeden rozdzialik i bede teraz dodawac na biezaco tylko badzcie ze mna ! :) Pozdrawiam was wszystkich cieplutko !!
Dziekuje ze czekacie i czytacie kocham was <3

Rozdział 28

Wróciłam :) przepraszam za ta katorżniczą przerwę :P

Nie czekałam, wyszłam odrazu, zamknęłam za sobą. Chwilkę postałam ale raczej Dreon był na etapie bujania w obłokach. Więc zostawiłam go sobie samemu z własnymi myślami. Gdy tylko wyszłam na uliczkę natychmiast porwał mnie niesamowity zapach świeżo wypiekanych rogalików, woń czerwonych róż, i muzyka. Wszędzie niosła się magiczna melodia, która jak raz dostała się do głowy nie chciała z niej nigdy wyjść .Smutne, zachmurzone niebo, promienie słonca prześwitywały tam gdzie tylko mogły się wcisnąć. Było już południe, wszystkie restauracje, świeciły małymi kolorowymi lampeczkami, których barwy odbijały sie na bruku wzdłuż całej alejki. Szłam rozkoszując się pysznymi zapachami i muzyką, zamknęłam oczy i ciesząc się chwilą przysiadłam na pobliskiej laweczce. Fale uderzały o mury zza mojej ławki, otworzyłam oczy, przede mną siedziała para sędziwych staruszków, siedzieli razem trzymając się za ręce i patrząc głęboko w oczy. Taka piękna miłość, tylko to prawdziwe uczucie ma prawo przetrwać tyle lat, tyle kłótni, tyle trosk a oni wciąż chcą sie poznawać, nie mają siebie dość. Na stoliku stała pachnąca, czerwona róża, oboje pili czekoladę z pianką na wierzchu. Wokoło nich powstała taka jakby aura, jakby nic poza nimi nie istniało i liczyli sie tylko oni i ich chwila, która mieli tylko dla siebie. Fala z wielką siła uderzyła o mur, ochlapała mnie i to wyrwało mnie z zamyślenia. Wstałam szybko z ławki jakby mnie coś oparzyło, spojrzałam na rozwijający się przede mną obraz Winno. Rozszalałe morze, zbuntowane fale, obijające się o most i rozpryskujące się na wszystkie strony. Słonce schowało się juz całkowicie za grubą warstwą chmur... Poczułam, że głodnieję, skoczyłam szybko do sklepiku obok, kupiłam co nie co i postanowiłam zrobić obiad u Dreona. Niebo posiniało, zapowiadało się na burzę i mimo, że kocham krople deszczu na twarzy, spieszyłam do domu. Otwieram drzwi a tam puste łóżko, Dreona nie było. "może to i lepiej, będzie niespodzianka" - pomyślałam. Weszłam do kuchni i zaczęłam się bawić. Miałam zamiar przyrządzić pieczonego kumbaka na sałacie z sosem winegret.
  Nagle drzwi trzasnęły, przestraszona poślizgnęłam się na podłodze i upadłam. Strasznie zakręciło mi się w głowie i tylko słyszałam jak ktoś szamotał się po sypialni. Niestety to tyle, uderzenie w głowę było dość bolesne i nie wiem co się potem działo. Byłam znowu w łóżku Dreona, opatulona kołdrą tak, że wystawał mi tylko nos. Czułam piękny zapach, apetycznie rozchodził się po moich ustach. Oblizałam się i spojrzałam przed siebie a tam Dreon stał z rozwiniętymi skrzydłami. Wpatrywał się we mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Nie wiedziałam o co może chodzić.
-Co się stało? – spytałam nie rozumiejąc jego miny.

-Co się stało?! Szukałem cię dosłownie wszędzie byłem w domu, przecież nie było cię. Myślałem już, że cię znaleźli czy co... Przeleciałem przez wszystkie uliczki. Każdy most sprawdziłem. Bałem się, że może znowu poszłaś sama próbować swojej mocy, że utonęłaś i nigdy cię już nie odnajdę, że straciłem cię na wieki... Przychodzę do domu patrzę i nagle już jesteś! Leżysz na podłodze w kuchni oczywiście bardzo ucieszył mnie twój widok i z początku nie załapałem, że może coś ci się stało... Dopiero po chwili wpadłem na to. Zabrałem cię na łóżko i od tej pory leżysz w łóżku. I nie wiem spałaś, czy nie spałaś... Budziłaś się, patrzyłaś na mnie, nie wiem o co ci chodziło. Potem znowu jakby nigdy nic spałaś. Ciągle przy tobie czuwam. 

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 27

– Ja cię rozumiem, sama po sobie czuję to co ty. Nic się nie martw, nie jesteś sam. Masz mnie a ja cię nie mam zamiaru opuścić, przynajmniej na razie – musiałam coś wymyślić, żeby nie był taki zdołowany i proszę uśmiech gwarantowany.  Białe ząbki kontrastowały z twarzą.
– To znaczy, że powinienem się kiedyś spodziewać? Miałbym się spodziewać twojego odejścia ode mnie ??
– Nie – i wtedy naszło mnie, żeby go pocałować... Nie, nie tak jak od razu myślicie. W policzek, delikatny ale czuły całus. To chyba wystarczyło, zbiło go to z tropu kompletnie. Chyba się nie spodziewał takiego zwrotu akcji. Zamarł, a ja pobiegłam szybko, wypiłam cały sok i wróciłam do niego, gdzie ten leżał rozanielony w łóżku i z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w każdy mój krok.
– Jak bardzo znaczące było to co przed chwilą zrobiłaś?
– Aż wcale... – wtedy jego mina była... nie wyobrażalnie bolesna.
– Żartuję głupolu, jesteś moim najlepszym przyjacielem, dziękuję, że jesteś i nie wiem jak mam ci to wynagrodzić po prostu... chcę w jakiś sposób pokazać ci jak bardzo mi na tobie zależy...
– Nie musisz za nic dziękować. Jestem z tobą, ponieważ chcę a nie dlatego, bo ktoś mnie do tego zmuszać. Więc nie ma za co dziękować. To miłe i dziękuję ale zrozum.
– I co może mam jeszcze przeprosić? – zaśmiałam się głośno do niego.
– Nie, nie musisz, haha. – wstał z łóżka i sam szybko mnie ucałował w czoło. Podniósł mnie, położył na materacu, a sam przyniósł mi moje ubrania i kolejny kubek soku pomarańczowego.
– Ty się szybko ubieraj, bo zaraz wychodzimy. Chyba nie będziemy się cały dzień kisić w tym moim małym, dusznym domku. – uśmiechnięty odwrócił się i stał tyłem, czekając aż się zabiorę za ubieranie. Rozbawiło mnie to kompletnie jak szybko zmieniło się jego nastawienie do świata. Najpierw płakał i było mu ciężko a po chwili radosny i przepełniony swoim wdziękiem znów cieszył się życiem.
– Ubierasz się już? – zniecierpliwiony odwrócił głowę.
– Hej! No już się rozbieram, spokojnie. – ledwo zdążyłam zakryć się koszulą. Założyłam cienką bluzkę z jakimś nadrukiem i krótkie szorty. Teraz zauważyłam jaki specyficzny zapach mają moje ubrania. Były dziwnie słodkie a zarazem gorzkie. Nie rozumiem co w tym przyjemnego wąchać takiego śmierdziucha jak ja. Ale przecież nie zabronię Dreonowi napawać się i cieszyć moim zapachem, skoro jemu się to podoba... Ubrałam buty i poklepałam go w lewe ramię gdzie ja już zaczęłam wychodzić z prawej strony. Zdezorientowany spojrzał na mnie.

– No ja proponuję już wyjść, ile mogę na ciebie czekać? – uśmiechnięta powiedziałam ironicznie i otworzyłam drzwi.

poniedziałek, 11 maja 2015

Ehh

Nie wiem co się dzieje, ale ogłaszam kryzysowy BRAK WENY...
Musze chyba zacząć chłonąć inspiracje z piękna przyrody jak np, w tym tygodniu będzie GRAD :D
cudowna nowina szczególnie, że w czwartek urodziny :P

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 26

Wskazał palcem na niebo, spojrzałam a tam …to dziwne.
Chmury poruszały się odtwarzając historyjkę. Widniały dwie postacie, wysoka i trochę niższa. Dobrze się dogadywały, bawiły się ze sobą. Lecz gdy obie sylwetki się wyrównały wzrostem, jedna upadła na ziemię… Rozwikłała się ogromna burza, błyskawice strzelały wszędzie, aż w końcu jedna trafiła tego, który stał. Padł na ziemię i leżeli oboje obok siebie. Wtedy zeszła do nich kobieta, w długiej sukni. To było niesamowite, ona oddała swoje życie za tego porażonego piorunem.  Oboje wznieśli się w górę, a ten jeden został sam na dole.
-Teraz już wiesz jak to się stało, że jestem w plemieniu „Światła”, a właściwie to byłem…
-Czy to byli twoi rodzice? Co się stało?
-Moja matka się ukrywała, ponieważ miała brązowo zielonoszare oczy... Ojciec, jako, że nie mógł na nią liczyć, musiał sam zajmować się wszystkim, byłem małym chłopcem jeszcze. Nie rozumiałem tych bzdurnych zasad jakie u nas panowały. Dla mnie wtedy życie było beztrosko bajkowe. Do czasu aż i ja miałem ukończyć 18 lat, jestem wildorem, trochę inaczej to obchodzę od wszystkich. Wtedy bowiem dostaję skrzydła. Niestety, byłem nim tylko ja i wszyscy bali się konsekwencji trzymania takiego mutanta w wiosce, więc dla bezpieczeństwa, skazano nas. Mnie i ojca, aby nigdy  więcej nic takiego podobnego do mnie mogło się zrodzić...
Ojciec zmarł na wskutek przebicia serca, mnie trafił piorun więc uznali, że wystarczy abym był podłączony pod zasilanie... Chcieli, żebym się po prostu żywcem spalił. Zostałem przykuty do ziemi, i wtedy moja matka...
Moja matka była wildorem, nikt nie wiedział o tym! Podeszła uwolniła mnie i sama położyła się tuż przy ojcu. Kochali się, nie potrafię sobie wyobrazić jak mocne i silne uczucie trzymało ich przy sobie, nawet w chwili śmierci. Musiałem uciekać, ukrywać się. Ta kobieta, która cię wtedy przygarnęła w tym domku, wychowała mnie na dojrzałego wildora, nie bała się, że mógłbym ją skrzywdzić i zabić w każdej chwili. Miała dobre serce i mi pomogła... Teraz już wszystko wiesz...- natychmiast go mocno przytuliłam, głaskałam po głowie, karku i plecach. A on zapłakał gorzko.

-Nawet nie wiesz jak za nimi tęsknię!  Jak to jest... bać się domu, bać najbliższych ci ludzi. Uciekasz ze świadomością, że nikt na świecie cię nigdy nie zrozumie, i nie da możliwości wyrzucenia z siebie tego żalu, gniewu i niepokoju...

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 25

Robiliśmy jajecznicę z pieczarkami, papryką, serem żółtym i coś tam jeszcze. Dreon krojąc pieczarki potrafił mieszać cebulkę na patelni i wyjadać moją paprykę. Niesamowite, jak taki zwykły wydawałoby się chłopak z wioski, którego na oczy nie widziałam do czasu aż ukończyłam 18 lat, mógł aż tak zamieszać mi w głowie. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić nawet chwili spędzonej bez niego. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, często zastanawiam się jakie to moje życie było beznadziejnie nudne, kiedy nie było w nim tego człowieka. Ten uśmiech, którym wita mnie za każdym razem, gdy mnie widzi, to spojrzenie, którym przeszywa moją duszę. Nie dałaby rady funkcjonować bez tego wszystkiego, nie teraz, nie po tym wszystkim.
Naszykowane talerze zachęcały nawet swoją pustką, do zjedzenia tak wyśmienitego śniadania. Zobaczyłam jak Dreon układa kolejno, kubek z sokiem pomarańczowym, do malutkiego dzbanuszka wsadził śliczny, delikatny, żółty kwiatuszek. Nie mam pojęcia co to za kwiatek, ale był piękny i uroczy zarazem. Na stole wszystko komponowało się w idealną całość, specjalnie naszykowaną abym nie chodziła głodna. Siedzieliśmy przy stole, wpatrzeni w siebie, oboje uśmiechnięci od ucha do ucha, czułam, że był moim wspaniałym, najlepszym na świecie przyjacielem. Po chwili przystąpiliśmy do konsumpcji. Po pierwszym kęsie spojrzałam na Dreona, on na mnie też. Oboje wypluliśmy to co mieliśmy w buzi. Było ohydne !!!
-O bleee. Nie będziesz mistrzem patelni mój drogi – powiedziałam ironicznie.
-Tak jak właśnie myślałem, ale umrzeć z głodu, nie umrzemy-  ucieszony wstał od stołu i podał mi zielone jabłko. Sam też sobie wziął i siadł tuż obok mnie. Przez moje ciało przeszedł niespodziewany dreszcz. Dotknął delikatnie moich ramio, przejechał palcami od lewego ramienia, po kark aż do prawego. Wtedy się odsunął, otworzył wielkie okno w salonie i stał sobie. Włosy rozwiewane na wietrze, rozprowadzały czarny bez po wszystkich pomieszczeniach. Wtedy wyrzucił jabłko, cisnął nim w niebo tak mocno, że nawet nie widziałam kiedy i gdzie spadło. Wydawałoby się, że nigdy nie spadnie, będzie krążyć wokół planety jak jakaś satelita.
Wyskoczył przez okno, przestraszona pobiegłam za nim a tuz nad moim nosem przefrunął Dreon. Jednym machnięciem skrzydeł potrafił odbić się od ziemi i z ogromną prędkością wybić się w górę aż poza chmury. Dopiero teraz tak naprawdę dojrzałam ich niesamowitą siłę. Były ogromne i potężne. Sam ich widok zapierał dech w piersiach a jak pomyśleć, że to Dreon, to można nawet zemdleć. Powolutku stanął w oknie, naprzeciw mnie. Jego twarz wykrzywiona w grymasie, nie mówiła mi niczego, co mogłam się spodziewać po tym całym zajściu. 

środa, 6 maja 2015

Rozdział 24

Zawinięta w czarny ręcznik, wyszłam z łazienki.  Puste łóżko odstraszało swoim wyglądem, zajrzałam do kuchni, też pusto. Gdzie Dreon, czyżby nikogo nie było? Dom stał pusty, przesiąknięte wilgocią ściany, wyglądały jakby miały zaraz  runąć. Na szczęście to tylko wyobrażenie. Stanęłam w oknie wielkim na całą długość i wysokość sypialni.  Poza nim rozciągało się zjawiskowo piękne i niebezpieczne morze Wiino. Ciągło się aż za horyzonty, o których ludzie myślą, że nic poza nimi już nie istnieje. Słońce wysoko na niebie opiewało ciepłem każdy cal mojego ciała, zsunęłam ręcznik. Teraz promienie sięgały mnie całej. Rozmarzona zapatrzyłam się w dal, w fale, żeglujące małe statki, silny wiejący wiatr, oddzielający od siebie każda z różnobarwnych chmur. Nie czułam jak płynie czas, jak szybko każda sekunda za każdą natychmiast ucieka. Nagle w tafli wody pod domkiem Dreona,  pokazał się ogromny cień, spojrzałam w górę, a tam…
Szybko sięgnęłam po ręcznik, opatulona wskoczyłam pod kołdrę. I w tej chwili wszedł on, i jakby nigdy nic z wielką torbą zakupów powędrował do kuchni. Boczkiem czmychnęłam po ubrania. Wskoczyłam w spodnie i koszulkę i poszłam zanim. Patrzę i co? I taki piękny zapach roznosił się po pomieszczeniu, że nie sposób opanować się od ślinotoku.
-To zabawne,  ja się kąpie, dobijasz się do mnie po czym bez słowa wychodzisz na zakupy ?- zapytałam rozbawiona.
-Nie mogę pozwolić abyś błąkała się po obcym domu jakiegoś zmutowanego chłopaka, z pustym żołądkiem- rozbawił mnie tym do takiego stopnia, że się zakrztusiłam popijanym wcześniej sokiem pomarańczowym. Było super, Dreon włączył radio i w fartuszku idealnej gospodyni przygotowywał śniadanie, śpiewając i komicznie kręcąc pupą. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Zaczęłam kroić paprykę a ten natychmiast ją zjadał…

wtorek, 5 maja 2015

Moi drodzy czytelnicy :)

Super, że jesteście i czytacie :D !
To było po pierwsze.
Po drugie,
prawdopodobnie będę brać udział w konkursie "Czwarta Strona Fantastyki"

LINK do konkursu poniżej :)


Przeczytajcie, i dajcie znać co o tym myślicie, jestem ciekawa czy według was nadam się :)
W nagrodzie głównej jest wydanie książki !!! 

Czekam na wasze komentarze i opinie :)


Rozdział 23

-No tak, oczywiście- oblana rumieńce odwróciłam się, zeskoczyłam z łóżka i powędrowałam do łazienki. Na szczęście koszula Dreona była wystarczająco długa, sięgała mi do ud. Nie musiałam się niczego wstydzić, przeżyłam w głowie wielkie "UFF".
W łazience, wszędzie były czarne kafelki a na podłodze jasne panele. Na każdej białej półce, poukładane po kolei, papier, ręczniki i jakieś kosmetyki. Wszystko niesamowicie czyste, jakby nigdy z tego pomieszczenia nie korzystał... Stanęłam przed lustrem, i naciągając skórę na twarzy zauważyłam jak po byłej ranie na policzku robi się wielka blizna, obrzydliwie nierozciągliwa, ciemna. Teraz dopiero kiedy ją ujrzałam, uświadomiłam sobie, że koszula nie ma nic do powiedzenia w tej sytuacji, nie zakryje mojej poharatanej twarzy...
Zamknęłam szybko drzwi na klucz, żebym zaraz nie miała niespodzianki i w przejściu nie stanął Dreon w spodenkach. To by było troszkę niezręczne według mnie. Wyjrzałam zza drzwi i kątem oka podejrzałam co on robi. Siedzi na łóżku, patrzy w okno, a promienie słońca...jakby przenikały go całego. Wyglądało to trochę tak jakby chłonął tą energię emitowaną z nieba. Nagle odwrócił głowę w moim kierunku! Przestraszona natychmiast schowałam się z powrotem. Zdradziłam się trzaśnięciem drzwiami... I usłyszałam jak pod nimi ktoś się kręci
-Czy wszystko w porządku? Może w czymś ci pomóc? Nie chcesz wyjść? Już tam trochę siedzisz... Wyjdź porozmawiamy...
-Ja się muszę wykąpać- i wtedy przy odkręcaniu wody cały kran wystrzelił pod sufit, woda była dosłownie wszędzie, pewnie nawet Dreon przez drzwi zmókł... zaczęłam piszczeć ale udało mi się opanować swoje emocje i wszystkimi ręcznikami przykryłam kran. Woda co prawda leciała dalej ale już nie z sufitu. Otworzyłam drzwi a tam Dreon rozbawiony opiera się o futrynę...
-Chyba jeszcze nie doceniasz swojej siły moja droga- przeszedł obok mnie, wcisnął kran na swoje miejsce i nagle wszystko działało jak przedtem ...
-Dlaczego zawsze muszę ja wszystko psuć a ty ot tak przybywasz, naprawiasz i jest wszystko w porządku idealnym- rzekłam rozżalona... wyrzuciłam go z łazienki i weszłam pod prysznic. Ciepła woda była jak uśmierzający ból, opatrunek na całe ciało. Lała się i lała, czułam jak oplata moje ciało i trzyma w swoich sidłach. Poddałam się jej w pełni, w głowie miałam ciszę, która potrafiła wyciszyć cały mój organizm. Pierwszy raz od dawna się tak dobrze, tak niesamowicie,
 czułam...

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 22

-Pokażesz mi?- spytałam po chwili namysłu, dyskretnie, po cichu. Nie chciałam tym pytaniem go do siebie zrazić. On westchnął, wstał, słońce oświetliło jego barki. Dreon był tak wysoki, że żebym mogła wszystko dokładnie dostrzec, musiałam stanąć na łóżku. Stanęłam i ujrzałam na jego łopatkach długie, czarne pręgi. Z nich zaczęły wyłaniać grube, czarne pióra, które na końcu nabrały kształtu i niewiarygodnej siły. Urosły tak ogromne, że górą przewyższały Dreona a końce ich snuły się po podłodze. Były ta magiczne, że nie mogłam ich nie dotknąć. Delikatnie przesunęłam palcami po brązowo-czarnych piórach, układały się w idealną całość.
Dreon odwrócił momentalnie głowę, pióra się nastroszyły. Przestraszył się, chyba nie był przyzwyczajony do takiego dotyku. Starałam się być najdelikatniejsza jak tylko potrafiłam, jednakże ciekawość silnie walczyła ze mną pod tym względem. Pod wpływem mojego dotyku pióra ocierały się o siebie cicho szeleszcząc. Drgały, a drgania te przyprawiły Dreona o ciarki. Zachichotałam, a ten automatycznie się odwrócił. 
Patrzył bardzo uważnie w moje oczy, szukając zrozumienia.
-Są piękne- szepnęłam pełna zachwytu, pierwszy raz tak magiczna nastała między nami atmosfera. Niesamowicie delikatna, a piętrzące się w niej uczucie rosło w moim sercu...
-Dużo przeżyły, kiedyś były, trochę, odrobinę inne, może nawet silniejsze, lepsze. Było wiele sytuacji, które zaważyły nad tym jak teraz wyglądają...
-Jesteś aniołem ?!
-Nie, HAHAHAHAHAHAHAH- głośno się zaśmiał z mojego pytania, aż zrobiło mi się głupio, że takie coś palnęłam.
-Jestem wildorem, to ktoś lub raczej coś, na kształt wyimaginowanego anioła. Jednakże, sądzę, że żaden ze mnie anioł, nawet taki wyimaginowany. Wildor to pół człowiek pół kondor. Stąd kolor i struktura skrzydeł. A to, że należę do plemienia Światła, to po prostu czysty zbieg okoliczności.
-Jest was więcej? Znaczy...no tych wildorów- musiałam to w końcu z siebie wydusić.
-Aktualnie w Quintrix , jestem chyba tylko ja jeden... Niby to smutne, ale jakoś nie narzekam na brak towarzystwa- uśmiech przyozdobił jego twarz. To chyba musiało być bardzo znaczące, bo wpatrywał się we mnie swoim świdrującym wzrokiem przez kolejne 15 minut...

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 21

Dreon usiadł na swojej "niepoukładanej" części łóżka, wyjął zza pleców coś na kształt błękitnego no może trochę ciemniejszego od błękitu, rzemyka. Przewiesił mi go przez szyję i spojrzał głęboko w oczy, a ja oczywiście zamiast odpowiedzieć tym samym, zaczęłam obracać przedmiot w rękach. Był w niebieskiej skorupce a na środku była jakby łza, wypełniona jakimś białym płynem. W płynie pływały małe, czarne drobinki (tak sądzę).
-To medalion mojej matki, na zewnątrz  jest zlepek skały z klifu, nad którym  pobawiłaś się mocą ( chwilowy uśmieszek na twarzy  się oczywiście musiał pojawić...) i połączyło się to z piaskiem i drobinami pyłu. W środku jest płyn, który jak tylko będziesz mnie potrzebować zmieni barwę. Spójrz, ja mam taki sam, tyle że jest już trochę przestarzały. Gdy tylko coś będzie nie tak, zaraz będę przy tobie...- nie wiedziałam co powiedzieć, wtuliłam się w jego silne ramiona. Tam było miło i spokojnie, nagle stał się w moim życiu kimś ważniejszym, kimś na kogo mogłam zawsze liczyć, bardziej wrażliwszym i ciepłym człowiekiem, na jakiego nie zawsze wygląda. I wtedy przypomniał mi się obraz czarnych skrzydeł, odbijających się w tafli wody.
-Ten co mnie wtedy złapał, to nie mogłeś być ty, przecież widziałam
-Co widziałaś?- przerwał mi momentalnie w środku zdania.
-No...- trochę zakłopotana, nie wiedziałam jak to powiedzieć.
-Skrzydła?- zbiło mnie to kompletnie z tropu, nie wiedziałam jak zareagować, czy przytaknąć, czy udać, że to było coś innego. No byłam w kropce... Zapadła beznadziejna, grobowa cisza. Siedziałam w osłupieniu na łóżku, a Dreon krzątał się po sypialni, chodził z kąta w kąt. Podnosił różne rzeczy i odstawiał je z powrotem na swoje miejsce.
-Masz na myśli skrzydła, prawda?- siadł przy mnie zrezygnowany...
-Tak, znaczy tak mi się wydaje... ale ja się nie boję, więc ty też przestań- na jego twarzy pojawił się leki uśmiech.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 20

Czułam jak się wybudzam na czymś miękkim...to było ogromne łoże, a na nim wszędzie leżały kremowe, puchowe poduszki. Miejsce obok mnie było bardzo...jakby to ująć delikatnie...chaotyczne. Wyglądało to tak jakby tuż obok mojej dłoni przebiegło stado słoni a ja nic nawet nie poczułam. I wtedy zza ściany wyszedł on, w krótkich do kolan spodniach, wycierał włosy ręcznikiem...
-O już wstałaś! I jak się czujesz? Ah no i właśnie na przyszłość... Jak już dojdziesz do tego, że posiadasz jakąś moc... to zamiast samej ją testować mogłabyś może mnie zawołać, czuwałbym aby nic ci się przykrego nie wydarzyło .
-Znaczy no wiesz, nie chciałam żeby to tak akurat wyszło...nie sądziłam, że nie opanuje swojej własnej siły... to trochę traci swój sens. Czuję się dobrze ale...- i teraz dopiero połączyłam ze sobą wątki, rozwalone łóżko on pół nagi, ja w jakiejś koszuli...!
-Czy ja, czy ty, czy my ..?????- aż nie wiedziałam jak to ująć w słowa.
-Nie,nie martw się do niczego nie doszło. Nie wiedziałem gdzie cię zanieść więc jesteśmy u mnie. Miałaś rozdarte i przemoczone ubranie, niestety nie posiadam damskich ciuszków w szafie, więc włożyłem ci moją koszulę, wiem nie jest ona ostatnim krzykiem mody... ale ważne, że jest ci w niej nieziemsko pięknie i mam nadzieję, że wygodnie.- znów się uśmiechnął. Wszystko było przesiąknięte bzem. Koszula tak delikatnie a zarazem wyraziście mnie swym zapachem otulała. Lekki materiał wszędzie mnie dotykał. Teraz dopiero zaczęłam czerpać z tego przyjemność, nagle łóżko stało się bardziej miękkie od tego, które jeszcze do tej pory czułam. Wszystko było jakieś inne, to co dotykałam w moich oczach rozkładało się na czynniki pierwsze. Taka koszula, widzę w niej każdą nić, czuję każdy szef, widzę jak krawcowa szyła, widzę jak powstawały owe nici, jak pasterz goli owcę, bawełna jest skręcana, jest i nić... Cienka, delikatna, taka krucha, tak wyśmienicie gładka.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 19

-Wiesz, ja cię nie znam w sumie... Nie zrozum mnie źle, ale jeśli już to potrzebuję czasu. Jesteś miły, opiekuńczy a twój zapach mnie zniewala, ale nie chcę aby to wszystko się tak szybko potoczyło.
-Moja droga dla mnie możesz myśleć całe życie bylebyś się nie odwróciła ode mnie. Bo nie wiem jakbym to przeżył.- odwrócił się i nagle przystanął, oparł się o drzewo i w ciszy stał twarzą w bok. Nie wiem nad czym rozmyślał, aczkolwiek musiało go boleć, bardzo cierpiał.
Podeszłam do niego, objęłam go mocno. Starałam się jakoś pocieszyć, jednak nie wiedziałam co go dręczyło. Chyba by nie myślał tak długo nad tym, co by było gdyby mnie stracił.
Nastał chłodny wieczór, na ulicach pustki, ludzie zapewne bali się wychodzić z domu po tym całym zamieszaniu. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy mi włosy, nie wiem co się stało z Dreonem, zostawiłam go w parku... Odeszłam bo...sądziłam, że moją obecnością niczego nie wskóram, chyba cierpiał wtedy jeszcze bardziej... Zaczęłam rozmyślać nad tym co mi powiedział. Jeśli odziedziczyłam po matce moc wody i powietrza to znaczy, że w jakiś sposób mogę ją ujawniać... jakoś nią władać. Pobiegłam skraj wioski. Stałam na klifie nad samym morzem Wiino, znów zerwał się wiatr. Wiał tak silnie, że ledwo się trzymałam ziemi, aż w końcu porwał mnie na horyzonty. Leciałam, było tak pięknie, uniosłam się wysoko nad ziemię, aż nagle zaczęłam SPADAĆ!! 
Próbowałam złapać równowagę ale nic z tego... Leciałam w dół jak strzała, gdy miałam się zanurzyć i wpaść w głęboką otchłań wody, ktoś mnie chwycił, silnymi ramionami objął i ...pamiętam tylko jak morze uciekało spod moich stóp. Zemdlałam. Widziałam jeszcze tylko jak w odbiciu tafli wody widniały wielkie, potężne wręcz, silne, czarne skrzydła...

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 18

Półmrok przysłonił jego twarz, zastanawiał się jak wybrnąć z pytania. Po chwili przeczesując włosy, odwrócił się i rzekł:
-Jestem kimś na pozór opiekuna, byłem przy tobie przez tyle lat. Widziałem jak płakałaś po Ledel, jak cierpiałaś po utracie Dinxi. Nie mogłem cię pocieszyć fizycznie ale byłem z tobą mentalnie. Starałem się uchronić cię przed najgorszym. Nie potrafiłem znieść wieści o ceremonii... Musiałem zareagować, musiałem coś zrobić. To ode mnie list był, jakiś kontakt musiałem z tobą nawiązać przed tym wszystkim. Chciałem cię uspokoić, że do tego okrutnego czynu nie dopuszczę. A ty tylko więcej się podenerwowałaś, nie przewidziałem tego, przepraszam.- Stopniowo czułam jak się uspokajałam, a wraz ze mną wiatr tracił na sile.
Delikatnie stanęłam na ziemi. Dreon stanął za mną, puścił mnie już i odsunął się ode mnie na krok.
-Czyli zawsze byłeś w pobliżu mnie, trochę to dziwne (stanęłam w półuśmiechu) tak trochę nielegalne- zaśmiałam się po tych słowach.
-Mówisz, że list jest od ciebie, z tego co pamiętam na końcu było napisane "Kocham Cię"
- zaczerwienił się i odwrócił na pięcie.
-Widzisz, tylko się na mnie nie denerwuj. Zawsze gdy na ciebie patrzę, przechodzi przeze mnie dreszcz. Nie myślę o niczym innym jak tylko o tobie. Wtedy w lesie, gdy zniknęły twoje ubrania, heh to było nawet trochę zabawne, szczególnie jak potem się na mnie wkurzyłaś. Nie martw się nie podglądałem cię, wymieniłem ubrania bo pozostawiały po sobie charakterystyczny zapach.
-Czyli to nie tylko ty tak intensywnie pachniesz czarnym bzem ?
-A podoba cie się?-spytał z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
-Ty pachniesz błękitnymi kameliami. Zapach podąża za tobą praktycznie wszędzie gdzie się ruszysz. Gdy tylko czuję jak się zbliżasz natychmiast wariuję, w głowie mi się kręci... To jest tak niesamowite, nawet teraz gdy stoisz przede mną taka piękna, wstrzymuję się, żeby cię nie pocałować, abyś się za szybko do mojej osoby nie zraziła.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 17

-Jak się czujesz? Wszystko gra ?
-Jest w porządku, trochę dziwnie się czuję... ale to znośne w miarę.
To dobrze już się bałem, że ciebie też dotknie... no nie ważne.
- Co ty tutaj robisz?- Wcięłam się  w jego zdanie.
-Widzisz, chodzi o to, że aktualnie nie jesteśmy na ziemi, jesteśmy ponad sferą ludzką, to trochę...ciężko to wytłumaczyć. Spokojnie, zrozumiesz z czasem, potem będzie łatwiej, bo z początku pewnie się nie połapiesz... Będę z tobą, o nic się nie martw ...
-Ale o czym ty mówisz? Co się dzieje?
-Pamiętasz sytuację w jeziorku? Jak glony oplotły ci ciało? Pamiętasz ranę na stopie? To wszystko nie działo się bezcelowo, każde zdarzenie w twoim życiu miało cię doprowadzić właśnie tutaj.
Posłuchaj mnie teraz uważnie, nie jesteś zwykłą mieszkanką Quintrix, z plemienia wody. Ja też nie jestem... mimo to różnimy się od siebie. Znasz historię twojej matki ?- i wtedy przez myśl przeleciał mi wątek mnie bujanej na rękach przez szczupłą, wysoką, czarnowłosą kobietę.
-Nie pamiętam jej, zmarła gdy miałam 5 lat.  Nie wiem o niej nic, pamiętam trochę babcię, to ona była ze mną po śmierci matki, to ona mnie wychowywała, nic poza tym.
-No właśnie, twoja matka Nerolai, nie była tylko twoją matką. Po jej śmierci, szaman uznał, że była wiedźmą, zniszczył wszelką pozostawioną po niej historię, wszystkie pamiątki. Bowiem przepowiednia głosiła, że:
"Wiedźma, stąpająca po ziemi Quintrix, będzie miała dzieci z nieprawego łona. 
Syn będzie przejawiał moc straszną, zniszczy wioskę i będzie dążyć do zagłady oraz zniszczenia całego świata. 
Córka natomiast odziedziczy nieziemską  moc wody i powietrza. 
Im głębsza głębia w oczach tym silniejszą siłę będzie dzierżyć"
-Ale moja matka... miała tylko jedno dziecko, no w sensie, że mnie...
-No właśnie, widzisz, nie tylko ty dzielisz krew swojej matki.
-Mam brata ?!
-Nazywa się Awarius, wyjechał gdy miałaś trzy lata. Z tego co wiem to mieszkał w Narewii. Nie wiadomo co z nim się teraz dzieje, czy w ogóle żyje... Teraz by miał 21 lat.
-O mój boże... I ja nic nie wiem !!
Po pierwsze, moja matka była wiedźmą! Po drugie, ja też jestem wiedźmą???? Po trzecie, mam brata, który ma zniszczyć świat! Co tu się dzieje?? Kim ty właściwie jesteś?! Skąd tyle o mnie wiesz??

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 16

                                         Cisza w koło mnie, skłoniła do otwarcia oczu. Po lewej wielkie ognisko buchało płomieniami i dymem, po prawej zapłakani przyjaciele a naprzeciw mnie ...szaman. Odcinał skrawki kory z noża wykonanego z drewna drzewa metalicznego. Znowu to samo, cały stres przejął nade mną władzę. Ciemne chmury nabrały wrogiego pomruku. Zaczął padać deszcz, zgasił ognisko,widziałam jak ludzie z plemienia o szarych oczach, unosili twarze wysoko w górę, chłonęli moc nieba i wody. To był niesamowity widok, widać, że wierzą w tą dziwną magiczną nicość. Rozpętała się ogromna burza, błyskawice waliły po całej wsi, zaczęły domy płonąć... 
- Co za szaleństwo- pomyślałam. Okropna zawierucha, kubły na śmieci , budy dla psów, wszystko fruwało po ulicach. A na rynek...
Wtargnęło tornado, szalało, prędko, tak szybko, leciało prosto w moją stronę... Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć wręcz. Ludzie pouciekali, szaman klęknął... Modlił się !
- Co tu się dzieje ?- Szarpanina nie pomagała, tornado pochłonęło mnie w swoje epicentrum.
SZUM, TRZASK, KRZYK...
To wszystko działo się wokół mnie, a ja nie mogłam nic zrobić.
Nagle w ułamek sekundy, znalazłam się ponad chmurami, czułam dziwną moc, byłam silna. Tam na górze było spokojnie, harmonijnie. Wszystko do siebie pasowało, było pięknie, a pod moimi stopami działy się takie okrutne rzeczy. Wtem ktoś mnie złapał za ramię. Czarny bez...
Nigdy bym nie pomyliła tego zapachu. To on ! Brakowało mi tej nonszalancji i pysznej woni. Wtuliłam się w niego, to było straszne, tyle rzeczy, tyle szalonych sytuacji na raz. W jego ramionach poczułam spokój i zrozumienie.
Moment,
co on tutaj robi??

:D !

To już 15. rozdział :D
Aktualnie nie mam zamiaru kończyć :)

Dziękuję tym co czytają, mam nadzieję, że się podoba :)

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 15.

Ciepło porannego słońca otulało moje ciało w coraz większym mając je zasięgu. Otworzyłam oczy, wszędzie porozwalane meble, pobite szkła, promienie słońca odbijały się od skrawków butelek i mieniły różnymi kolorami po całej przestrzeni. To magiczne zjawisko oczarowało mnie. 
 Nagle trzask, świst, głuchy krzyk kobiety, silny, bolesny uścisk. To był mój krzyk, moje ciało. Szarpali mną, siłą ciągnęli po ziemi. Było zimno, czułam jak drobne ostre kamienie wdzierają mi się w skórę pleców. Wiem, minął tydzień od uroczystości. Znaleźli mnie, kobieta miała rację. Wepchnięto mnie do ciasnej klatki, powóz prowadziły zakapturzone postacie, przypominały trochę czarną, mroczną śmierć. Było tak zimno, chłodny wiatr wbijał brutalnie szpile w moje ciało. Nagle zatrzymaliśmy się,byliśmy na głównym placu w Quitrix. Byłam wycieńczona i głodna, wyciągnięto mnie z klatki i związana grubym sznurem maszerowałam za "zakapturzonymi" przez tłum ludzi.
-Czy oni przez ten cały tydzień tu stali?...-wdarł się do głowy wątek komicznej ironii. Wpatrywali się we mnie, szeptali między sobą. 
Było dość dziwnie...
Zapach świec i mocnych kadzideł  drażnił nos wewnątrz. Oczy łzawiły od wiatru, zebrały się nad głowami czarne, złowrogie chmury. Na środku placu stał wielki, drewniany pal. Ktoś mnie podniósł, sznur się napiął i ścisnął mnie tak, że nie miałam możliwości oddychania. Zamknęłam oczy, trzymałam mocno zaciśnięte, bałam się tego co miało mnie za chwilę spotkać.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 14

Nagle...
Poczułam jak woda mnie, otaczająca robi się coraz cieplejsza. Nie do przesady,było to przyjemne ciepło. Otulało moje ciało niczym miękki kocyk. Woda już mi sięgała do bioder, zielone, obrzydliwe, gloniaste glony rozluźniły moje kostki. Nade mną pojawiła się lekka, błękitna mgła. Opadła powoli n moją twarz. Delikatne drobinki pyłu śmiesznie łaskotały na policzkach. Węzły już całkowicie odpuściły. Spokojnie wyszłam ze stawu, który teraz to prędzej przypominał wyolbrzymioną kałużę. Spojrzałam na kostki, były blado-sino-zielone, choć co prawda nie bolały. Zobaczyłam za skarpą granatowe ubrania. Podbiegłam natychmiast, po czym na mokre ciało założyłam granatowy top i czarne spodnie. Boso przebiegłam ścieżką z małych gałązek.
Mogłam tak wiecznie, nie czuć tej prędkości, tego zimna. Przystanęłam... Za mną ciągła się stróżka krwi,nie czułam bólu, więc się zdziwiłam. Spojrzałam na ciało, zauważyłam jak na mojej stopie rozwarstwia się coraz bardziej głęboka rana. Teraz dopiero poczułam przeszywający całe moje ciało, okropny ból. Bezsilna padłam na ścieżkę. Czułam jak odpływam, a z ziemi wydobywał się lekki, cykliczny pomruk.

Nie łatwo podnieść powieki, tak ciężkie i obrzmiałe. Leżałam na czymś twardym, niewygodnym. Uchyliłam powieki i ujrzałam ciemne,niskie ściany, leżałam na łóżku a potem były jakieś wielkie głazy, na których widniały jakieś dziwne znaki. Zaciekawiona wpatrywałam się w kamienie. Wtem drzwi się uchyliły, a zza nich wyszła starsza kobieta z długimi do samej ziemi, siwymi włosami.
-Wszyscy cię szukają moja droga. Nie przeszłaś ceremonii, mogą cię za to wydalić z Quitrix. Oddzielą cię siłą od rodziny i przyjaciół.
-Nie mam rodziny- odrzekłam z bólem wstając z łóżka.
-Dziecko leż, nie wychylaj się bo cię jeszcze zobaczą,wtedy nie okażą litości. Kręcą się tutaj co chwilę, szczują na ciebie psy. - Przyłożyłam do stopy coś w postaci liścia, piekło okropnie, czułam jak miliony ostrych jak brzytwa igieł, wbijało mi się i przedzierało przez każdą warstwę skóry aż do kości. Wykrzywiłam twarz z bólu. Po chwili zasnęłam, czułam, że znowu odpływam i lecę daleko w jakąś otchłań.
.
.
.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 13

Zatracona w woni nie czułam nawet prędkości, nawet nie zorientowałam się, że chłopak jest bez kaptura. Czułam jego kruczoczarne włosy na swojej twarzy. Aż w końcu dobiegliśmy... Spojrzał mi głęboko w oczy i :
- Jestem Dreon, tak, znam Dinxi, tak, ciebie też znam, o liście nie powiem. jestem z plemienia "Światła"- gdy tylko wypowiedział nazwę, natychmiast zauważyłam złotą iskierkę na tle ciemnego brązu. Krążyła ona po źrenicy, jakby tańczyła taniec orientalny, była piękna. Już nawet nie słuchałam. Zdjął mój "opatrunek" z policzka, ucałował w drugi i odszedł, a właściwie to odbiegł w ciemny las. Po minucie zniknął mi z pola widzenia. Zostałam sama, na jakimś bezludny pustkowiu, w dodatku...!
Byłam tylko w bieliźnie!!
- O nie! Świnia!- zawołałam za nim. Ukradł mi sukienkę, żeby się na mnie napatrzeć i uciekł, zostawiając mnie prawie nagą na jakimś polu.
Usłyszałam szum, pomyślałam, że to znowu ci, którzy nas atakowali. Bez chwili zastanowienia postanowiłam obejść dźwięk i sama przystąpić do ataku, ale od tyłu. Jakże byłam zaskoczona gdy okazało się, że chciałam zaatakować...staw. Zbliżyłam się, kucnęłam i w tafli wody ujrzałam...NIESAMOWITE !!
Ujrzałam w niej samą siebie...Znudzona położyłam się na brzegu i zamknęłam oczy. Wsłuchując się w szum wody, zdołałam wyodrębnić z niego rytm, potem melodie, która nosiła się po całej polance. Wstałam, umyłam twarz, po czym uznałam, że jest bardzo gorąco. Rozebrałam się i weszłam do wody po samą szyję. Odwróciłam się od miejsca mojego odpoczynku, po czym zaczęłam tańczyć do rytmu wody. Odwróciwszy się z powrotem, zauważyłam brak bielizny...
-Noooo SUPER!! - okradli mnie z ostatnich ubrań. Krzyknęłam ze złości bardzo głośno. Wtem poczułam skrobanie w stopę, cała woda zaczęła się mienić w odcieniach niebieskiego i zielonego. Wystraszyłam się i chciałam jak najszybciej wyjść, lecz staw zrobił się jak wielki basen, bez możliwości wyjścia...
Dopłynęłam do brzegu. lecz jakaś bariera mnie zatrzymywała. Wtedy śliskie i obrzydliwe, podwodne rośliny, zaczęły oplatać moje stopy. Na początku łaskotało, jednak gdy po chwili zacisnęły węzły już nie było tak wesoło. Zaciskały się coraz mocniej i ciaśniej, stopy mi zdrętwiały, już nie czułam czy nimi jeszcze ruszam.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 12

Zawiał wiatr, obił się o brzegi jego kaptura, a mi rozwiał włosy na wszystkie strony. Znów poczułam zniewalający zapach czarnego bzu.Chłopak wstał i nonszalancko oparł się o pień drzewa.
- Zrobimy tak, nie możemy ze sobą rozmawiać ale możesz mi zadać jedno pytanie, póki Cię jeszcze nie znaleźli. Spojrzałam na niego z wytrzeszczonymi oczami, byłam zaskoczona, gdyż wcześniej wiedziałam o co chcę spytać a teraz miałam taki mętlik w głowie... Tyle pytań, które zadać? Czy to była Dinxi? Czy do ciebie machała? Czy o tobie wtedy mi mówiła? Czy to od ciebie ten list? Z jakiego jesteś plemienia? Ile masz lat? Jak masz na imię? I w końcu...SKĄD MNIE ZNASZ ????
Cisza
Powstał tylko chaos. Odeszłam na bok polany, żeby móc spokojnie pomyśleć. usiadłam wśród źdźbeł traw i zaczęłam myśleć racjonalnie.  Żadne z pytań nie będzie mi potrzebne do szczęścia, a właściwie żadna z odpowiedzi, jaką bym na nie usłyszała. Siedziałam tak pewna, że nie zadam chyba żadnego pytania... I wtedy mnie olśniło! Już wiedziałam ! Zna go Dinxi, on zna mnie, napisał, że mnie w końcu kocha! Wstałam z uśmiechem na twarzy i pewna siebie pomaszerowałam do nieznajomego i wtedy usłyszałam tylko świst, a tuż za uchem przeleciała mi strzałka. Strzałka z mojego plemienia bo miała grot z drzewa Aragronu. Kora jest bardzo trująca, wystarczy zadrapanie a trucizna rozchodzi się po krwiobiegu  w ciągu dwóch dni, po czym wydziela substancję zwaną intorem, powodującą zbrylenie się cieczy. W takich męczarniach umierają zwierzęta oraz ludzie...
Strzałka ominęła co prawda mnie lecz trafiła...w sam kaptur "nieznajomego" nie krzywdząc go. Ten natychmiast przybiegł do mnie, wziął na plecy i znów biegł i biegł, i biegł, i biegł...

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 11

Po dłuższej chwili uznałam, że to zwierzę. Dotknęłam się do policzka i znów ten ból, lecz tym razem poczułam coś jeszcze, coś wilgotnego i klejącego się. To była moja krew!
-Nie ruszaj tego ! Niech się zrośnie!
Usłyszałam i automatycznie się odwróciłam, łzy znów napłynęły mi do oczu.
Trwało to ułamek sekundy, usłyszałam tylko szelest gałęzi a potem mocne, twarde TUP. Za mną stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak w kapturze. Był szczupły, chwycił mnie za ramię. Ciągle  się przyglądałam jego twarzy,lecz przy jego spuszczonej głowie niewiele mogłam dostrzec. Przysunął się do mnie i zerwał kawałek swojej koszuli, nasmarował jakąś mazią i z powrotem przytknął mi do rany. Poczułam ostry zapach czarnego bzu. (...znów ten bez)
Natychmiast się domyśliłam, że to on mnie tutaj przyniósł. Odsunął się dwa kroki w tył a ja automatycznie przy powiewie wiatru zaciągłam się pyszną wonią. Rozbawiło go to i zobaczyłam piękny, szeroki uśmiech a za nim lekkie dołeczki w policzkach. Staliśmy tak chwilę w niezręcznej ciszy, po czym ja nie wytrzymałam i usiadłam. Otaczała mnie rozlewająca się na cały widnokrąg polana, pięknie pachniała. Suchą trawą, barwnymi kwiatami...przez chwilę było magicznie...dopóki się nie odezwałam.
- Więc...szybko biegasz.- spróbowałam zagadać. Lecz ten stał nade mną w dalszym ciągu, uśmiech już trochę mu zszedł z twarzy. A przez kaptur ciemny jak noc, chcąc nie chcąc nie mogłam ujrzeć jego twarzy. Odwróciłam z powrotem głowę, a ten usiadł obok mnie i powiedział:
-Gdybyś widziała jak to u mnie biegają... uznałabyś mnie za wolnego jak żółw- znów się uśmiechnął. Siedziałam pełna pytań i wątpliwości obok osoby, która mogła być odpowiedzią na wszystkie moje zagadnienia...

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 10

Słyszałam krzyki kobiet i mężczyzn, nikt nie rozumiał co się dzieje. Ja czułam tylko woń czarnego bzu, oplatała mnie i wyciągała ze splątanego na nadgarstkach sznura. Delikatnie się uniosłam i...
Wtedy już tylko czułam silny powiew wiatru na twarzy. Ktoś biegł,biegł niosąc mnie na rękach. Prędko wtuliłam się w przesiąkniętą zapachem bzu, kurtkę i zanim się obejrzałam, stanęliśmy. Poczułam tylko, że zsuwam się na coś miękkiego i leżę.
Gdy się obudziłam, słońce świeciło mi prosto w twarz, promienie były ciepłe, delikatne, takie... przyjemne.  Chciałam dotknąć policzka, żeby schwytać ciepło w dłoni, lecz jedyne co wyczułam to kawałek szmaty! Zerwałam ją natychmiast i chwilę po tym poczułam niesamowity ból, tak bardzo bolało, że rozpłakałam się. Łzy zneutralizowały odczucie. 
Otworzyłam oczy i...
Znajdowałam się na jakiejś polanie a za mną były trzy drzewa. na każdym z nich było wyryte jakieś słowo... Podeszłam bliżej i dotarło do mnie co tam jest napisane. Na każdym z nich widniało słowo DEROSTIA. Przejechałam palcami po drewnie, bardzo lubię takie poczucie, że dotykam czegoś co jest tutaj od wieków i widziało historię. Zamknęłam oczy i się rozmarzyłam. Usłyszałam nagle szelest w pobliskich krzakach. Zerwałam się i czekałam na rozwój wydarzeń.

:D !

Uwaga !
Szykujcie się na mega dawkę :D
Rączka zdrowa, można wznowić produktywność :D
Już dzisiaj zaczynam :P

czwartek, 2 kwietnia 2015

:( !

Musicie mi wybaczyć, miałam mały wypadek przy pracy...




Nie mogę na razie pisać...Ale obiecuję, że wam to wynagrodzę !
Będę dodawać częściej rozdziały :P
Mam nadzieję, że wam się podoba moje opowiadanko :)
Trzymajcie się cieplutko ! :*

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 9

Po chwili wpatrywania się w siebie i natarczywym przeszukiwaniu swoich myśli, poznałam w owej dziewczynie dziecko. Było młode, silne i niewinne. Mała z ciemnymi włosami dziewczynka o szarych oczach... Zaraz coś mi świta!
Ale jednak nie...
Nie to niemożliwe, przecież minęło tyle lat, to nie było zaplanowane, przecież nie można tak się kontaktować z innym plemieniem. Poza tym została ona wydziedziczona z plemienia deszczu do plemienia śmierci...A przecież ma dobre serce i zabrała mnie żebyśmy porozmawiały, co było zabronione nam obu. Po dłuższej chwili namysłu powiedziałam sobie dość.
-Ty jesteś Di...- w tym momencie złapał mnie ktoś za rękę, bardzo mocno i pociągnął. Czułam jak krew w żyłach odpływa z mojej dłoni i już do niej nie wracała, szłam...nie...BIEGŁAM
Nie należało to do przyjemnych doświadczeń. Och nie ! To już czas! Wybiegliśmy na plac główny całego miasteczka, wkoło tłum ludzi. Na środku wysoki na 10m pal, do którego miałam być przywiązana, obok leżał nóż wykonany z brązu, który jest tępy jak żadne inny. Zobaczyłam po chwili gruby sznur a wokół niego, stojące dzieci ubrane w czarne koszule i białe spodnie. Zauważyłam wśród nich dziewczynę, która wręczyła mi pudełko. Przeskakiwała nerwowo z nogi na nogę, rozglądając się po wszystkich zebranych. Nagle stanęła na palcach i pomachała do kogoś ukrytego w tłumie, w dalszym ciągu podenerwowana. Myśląc o niej nie zdążyłam się nawet zorientować kiedy dwóch mężczyzn przywiązało mnie do słupa. Gdy wróciłam "na ziemię" zaczęłam się wyrywać lecz to było na nic. Już za późno było na wszelkie ucieczki. Zacisnęłam mocno oczy i starałam się nie myśleć o tym dniu, o tej nocy. Niestety nie potrafiłam, najpierw list, potem ta sukienka, potem jeszcze te słowa "kocham Cię"... tak rzadko je słychać w moim otoczeniu. Do jasnej cholery kto to napisał ?! Nie potrafiłam przestać rozpatrywać całej sytuacji...Otworzyłam oczy i zdążyłam ujrzeć tylko błysk uśmiechu, aż nastała kompletna ciemność.

Rozdział 8

23:58 !!
Wybiegłam z domu w owej sukieneczce. Z nadmiaru emocji zrobiłam się czerwona...Stanęłam
Wbił mnie w ziemię widok, przedstawiający tłum szamoczących się ludzi, gapiących się na mnie przenikliwymi spojrzeniami. No tak w sumie nie ma co się dziwić, dziewczyna w białej sukience, mokrych, ciemnych włosach, którą czekała katorga. Zaraz, 00:00??
Podeszła do mnie znowu ta sama dziewczyna, która wręczała mi wcześniej pudełko. Jej czarne oczy migotały jak oszlifowane czarne diamenty. Patrzyła na mnie nimi jakby chłonęła moją przeszłość.
Złapała za rękę i mocno pociągła za sobą, mówiąc:
-Chodź- oczywiście poszłam, domyślałam się bowiem, że to pierwsza część ceremonii. I nagle owa postać przystanęła, byłyśmy w ciemnym zaułku, na krańcu wioski. Nikogo innego prócz nas tam nie było, tylko i wyłącznie my. Zdjęła kaptur, teraz ujrzałam blond pukle w całej okazałości. Przytuliła się do mnie i rzekła:
-Och!! Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja za tobą tęskniłam! Tyle lat minęło! To straszne, że musi nas obie to spotkać, ale wiedz, że wszyscy z mojego plemienia na ciebie liczą. Dreon w szczególności.- już chciałam protestować, że przecież się nie znamy, ale zaintrygowała mnie dziewczyna, która znała chłopca, który być może zna i mnie...

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 7

I nagle przystanęłam na środku drogi, ponieważ na przeciwko mnie stała postać w długim, czarnym płaszczu. Spod kaptura wystawały kosmyki jasnych jak słońce blond, kręconych włosów. Głowę miała nisko spuszczona, po chwili ujrzałam jej śnieżnobiałą dłoń, która wyciągała coś zza pleców.
Wyglądało to jak pudełko, było podłużne, dosyć spore i również miało kolor czarny. Nagle owa osoba zaczęła się zbliżać do mnie i wymawiać jakieś słowa, trochę dla mnie niezrozumiałe. Spojrzałam na zegarek, żeby wiedzieć ile zostało do mojego męczeństwa. Była 23:45, więc zostało mi 15 minut. 
Dziewczyna podeszła do mnie prawie, że nucąc słowa, które wypowiadała cichym szeptem.Wręczyła mi pudło, teraz dopiero zauważyłam czerwone drobiazgi, zdobiące pudełko. Na wieczku była czerwona koronka, co za przypadek !
Taka sama była na kopercie od tajemniczego nieznajomego. Ułożywszy pudło na moich dłoniach, odwróciła się na pięcie i poszła w swoim kierunku. W pewnej chwili poczułam się jak dziecko, wyczułam słodką woń kwiatów polnych. Nie rozumiejąc dlaczego, odprowadzałam dziewczynę wzrokiem, chłonąc jej życie, przynajmniej czułam, że takie coś robię. Uznałam, że pójdę do domu i otworzę pudło. Weszłam do pokoju i zamykając drzwi na klucz, rzuciłam pudło na łóżko. Natychmiast otworzyłam...Yyyy...
W środku była biała, zwiewna sukienka, dosyć krótka. Szybko się w nią ubrałam i przejrzałam w lustrze. Wyglądałam dość szczupło i wydawałam się wyższa, co mnie bardzo ucieszyło. 
Spojrzałam na zegarek na ręce...

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 6

                                    Spacerując i otaczając wzrokiem budynki, myślałam o liście, który zastałam na szafce. Był on w czerwono-czarnej kopercie, co by mogło sugerować kolor oczu, aczkolwiek nie przypominam sobie ażebym kogoś z tejże osady znała, co więcej chłopca ! Mijałam stare, niczym opustoszałe budynki, ciemne drzewa złowrogo szumiały. Była cisza. W mojej osadzie wszyscy mnie znali bardzo dobrze i szanowali. 
Pewnie dlatego bali się wyjść mi na przeciw i spojrzeć prosto w oczy, w których ujrzeliby ból, cierpienie i strach. Ale to dobrze, idę sama po pustej ulicy. Mogę spokojnie przygotować się psychicznie do ceremonii. 
Co ja mówię?! 
Do takiej zbrodni nie da się psychicznie przygotować. Jedyne co, to pozostanie mi pamiątka... Do końca życia, te blizny na nogach i uraz psychiczny...

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 5

Na szafce nocnej ujrzałam czerwono-czarną kopertę, uważnie rozpakowałam i zaczęłam czytać:
" Nie martw się !
Nie dopuszczę żeby Ci wyrządzono krzywdę! Co to to nie...
Nie przeżyłbym tego nigdy !
Kocham Cię..."
Zamarłam, po pierwsze, kto by się sprzeciwiał rytuałowi, ciągnącemu się od pokoleń?
Po drugie, nie mogę prowadzić znajomości z chłopcami aż do rytuału, po trzecie, nie ma żadnego chłopca w moim plemieniu !!
Cały dzień krzątałam się po wiosce, z pytaniami, kto napisał list? Po co go napisał? Skąd mnie zna?
W końcu doszło do godziny 22:00, za dwie godziny będę czuła potworny ból... Ubrałam się w białą bokserkę i zwykłe jeansy. Wyszłam na ulicę i powędrowałam w kierunki wsi...

Rozdział 4

                         Dziewczyna, kończąca osiemnaście lat ma przechlapane,nikomu tego nie życzę. W tym, wydawałoby się, najważniejszym w życiu dniu dochodzi do okrutnego czynu, a mianowicie szaman z plemienia, z którego pochodzi dana dziewczyna, rozpala w ogromnym ognisku długą gałąź, następnie nacina dziewczynę na obu łydkach oraz na udzie, udo było z tej strony co dziewczyny prawo bądź lewo czynność. Po głębokim na pięć cm nacięciu, brał gałąź i okładał nią dziewczynę tak długo aż krew zamiast łez jej z oczu poleci. 
W taki bowiem sposób całe jej duchowe zło wytapiało się ze wzroku. Cała ceremonia odbywa się bez żadnego znieczulenia... Następnie dziewczynę wypuszczano i zostawiano w spokoju, i takie coś miało się przydarzyć właśnie mnie...Bardzo się tego bałam, miałam nadzieję, że się przed tym jakoś obronie, ale myśli zawodzą...To miało się stać, już jutro...
W nocy śniło mi się, że ktoś mnie rozbiera z takim pożądaniem, że po prostu podobało się mnie to niepohamowanie. Obudziłam się cała roztrzęsiona i zmęczona.

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 3

                  Była to moja pierwsza przyjaciółka od serca. Mogłam z nią rozmawiać na dowolne tematy bez poczucia strachu przed wygadaniem wszystkich tajemnic rodzicom. Miałyśmy po tyle samo lat i od początku bardzo dobrze się dogadywałyśmy. Niestety...
                  Po naszej, wydawałoby się wiecznej przyjaźni, jej oczy nabrały barwy ciemniejszej, prawie, że czarnej. Więc została przeniesiona do plemienia "Śmierci"...Tak bardzo nas obie to skrzywdziło, że ja nie potrafiłam się w ogóle pozbierać po naszej rozłące. Pamiętam jak bolało, jakby to było wczoraj. Niestety musiało do tego dojść, Dinxi  nie była zdolna do czynienia komuś krzywdy, co dopiero do zabijania.
                  Po utracie Dinxi, czułam się bezsilna, bezwartościowa, niepotrzebna. Po prostu SAMA i w takim przeświadczeniu żyłam jeszcze ponad jedenaście lat, aż mój okres żywota doszedł do dnia, gdy trzeba było przeprowadzić rytuał ceremonialny...

Rozdział 2

                         Moja babcia Ledel, miała zielony kolor oczu i została przydzielona do plemienia "Życia". Niestety w tej zieleni ujawniał się brąz. Nie ma plemienia z takimi oczami, więc została zrzucona z klifu wprost do morza Wiino. Brutalna prawda boli, niestety to druga zasada: jak się nie należy do żadnego plemienia to trzeba zabić ! 
                        Kolejnym tyrańskim czynem była monotonność. Od małej blondyneczki powtarzałam czynności, którymi po kilku latach "wymiotowałam". Bezwzględne, powtarzające się sytuacje dawały wiele o sobie poznać. Moja ciotka Ichitió (kolor deszczu), musiała znosić niemiłosiernie bolesny reumatyzm, przez który w krótkim czasie padła z wycieńczenia, została szybko zastąpiona małą, drobną sierotką Dinxi. Delikatna, krucha brunetka z kontrastującymi, szarymi oczami.

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 1.

                         Dziewczyna o długich, ciemnobrązowych włosach, wybiegła na ulicę cała zapłakana. Ubrana była w delikatną, białą sukienkę, sięgającą jej do ud. Świecące oczy zalane głębią wody, jakby nieodwracalnie zgasły. Spojrzała w niebo i zamyślona podziwiała chmury, przechodnie patrzyli na nią, nie rozumiejąc jej uczuć.
                         Dziewczyna z oczami koloru najpotężniejszego z żywiołów czyli wody, to ja. Urodziłam się w Quitrix, miejscowości o bardzo rygorystycznych zasadach. Po pierwsze,plemiona, moja wioska jest podzielona na pięć plemion, z uwagi na żywioły ujawniające się w naszych oczach. W plemieniu "Wody", do którego należę jest najmniej osób, wszyscy mówią, że to przez unikatowość niebieskich oczu. Drugie plemię, to plemię "Życia", mieszkają tu tylko ci ludzie, którzy mają zielony kolor oczu. Trzecie plemię nosi nazwę Światła, należą do niego ludzie, posiadający żółtą bądź jasną iskrę w oku, na tle ciemniejszego koloru.
                        Czwarte plemię, to plemię "Deszczu" i zamieszkują je ludzie o szarych oczach. Piąta osada zaś,nosi nazwę plemienia "Śmierci". Należą tam osoby o czarnych, brązowych lub czerwonych oczach. To plemię jest najbardziej zaludnione. Przykro mi to stwierdzić ale ta najliczniejsza wioska,jak sama nazwa wskazuje, przynosi najwięcej strat dla Quitrix. Oczy, co to takiego by móc za ich kolor karać? Czy to zwykłe barwy otaczające czarną dziurę, czy może znaczą coś więcej? Tak naprawdę to jeszcze nikt nie zdołał rozwikłać tej zagadki.
Oczy, co to takiego by móc za ich kolor karać? Czy to zwykłe barwy otaczające czarną dziurę, czy może znaczą coś więcej? Tak naprawdę to jeszcze nikt nie zdołał rozwikłać tej zagadki.