środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 21

Dreon usiadł na swojej "niepoukładanej" części łóżka, wyjął zza pleców coś na kształt błękitnego no może trochę ciemniejszego od błękitu, rzemyka. Przewiesił mi go przez szyję i spojrzał głęboko w oczy, a ja oczywiście zamiast odpowiedzieć tym samym, zaczęłam obracać przedmiot w rękach. Był w niebieskiej skorupce a na środku była jakby łza, wypełniona jakimś białym płynem. W płynie pływały małe, czarne drobinki (tak sądzę).
-To medalion mojej matki, na zewnątrz  jest zlepek skały z klifu, nad którym  pobawiłaś się mocą ( chwilowy uśmieszek na twarzy  się oczywiście musiał pojawić...) i połączyło się to z piaskiem i drobinami pyłu. W środku jest płyn, który jak tylko będziesz mnie potrzebować zmieni barwę. Spójrz, ja mam taki sam, tyle że jest już trochę przestarzały. Gdy tylko coś będzie nie tak, zaraz będę przy tobie...- nie wiedziałam co powiedzieć, wtuliłam się w jego silne ramiona. Tam było miło i spokojnie, nagle stał się w moim życiu kimś ważniejszym, kimś na kogo mogłam zawsze liczyć, bardziej wrażliwszym i ciepłym człowiekiem, na jakiego nie zawsze wygląda. I wtedy przypomniał mi się obraz czarnych skrzydeł, odbijających się w tafli wody.
-Ten co mnie wtedy złapał, to nie mogłeś być ty, przecież widziałam
-Co widziałaś?- przerwał mi momentalnie w środku zdania.
-No...- trochę zakłopotana, nie wiedziałam jak to powiedzieć.
-Skrzydła?- zbiło mnie to kompletnie z tropu, nie wiedziałam jak zareagować, czy przytaknąć, czy udać, że to było coś innego. No byłam w kropce... Zapadła beznadziejna, grobowa cisza. Siedziałam w osłupieniu na łóżku, a Dreon krzątał się po sypialni, chodził z kąta w kąt. Podnosił różne rzeczy i odstawiał je z powrotem na swoje miejsce.
-Masz na myśli skrzydła, prawda?- siadł przy mnie zrezygnowany...
-Tak, znaczy tak mi się wydaje... ale ja się nie boję, więc ty też przestań- na jego twarzy pojawił się leki uśmiech.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 20

Czułam jak się wybudzam na czymś miękkim...to było ogromne łoże, a na nim wszędzie leżały kremowe, puchowe poduszki. Miejsce obok mnie było bardzo...jakby to ująć delikatnie...chaotyczne. Wyglądało to tak jakby tuż obok mojej dłoni przebiegło stado słoni a ja nic nawet nie poczułam. I wtedy zza ściany wyszedł on, w krótkich do kolan spodniach, wycierał włosy ręcznikiem...
-O już wstałaś! I jak się czujesz? Ah no i właśnie na przyszłość... Jak już dojdziesz do tego, że posiadasz jakąś moc... to zamiast samej ją testować mogłabyś może mnie zawołać, czuwałbym aby nic ci się przykrego nie wydarzyło .
-Znaczy no wiesz, nie chciałam żeby to tak akurat wyszło...nie sądziłam, że nie opanuje swojej własnej siły... to trochę traci swój sens. Czuję się dobrze ale...- i teraz dopiero połączyłam ze sobą wątki, rozwalone łóżko on pół nagi, ja w jakiejś koszuli...!
-Czy ja, czy ty, czy my ..?????- aż nie wiedziałam jak to ująć w słowa.
-Nie,nie martw się do niczego nie doszło. Nie wiedziałem gdzie cię zanieść więc jesteśmy u mnie. Miałaś rozdarte i przemoczone ubranie, niestety nie posiadam damskich ciuszków w szafie, więc włożyłem ci moją koszulę, wiem nie jest ona ostatnim krzykiem mody... ale ważne, że jest ci w niej nieziemsko pięknie i mam nadzieję, że wygodnie.- znów się uśmiechnął. Wszystko było przesiąknięte bzem. Koszula tak delikatnie a zarazem wyraziście mnie swym zapachem otulała. Lekki materiał wszędzie mnie dotykał. Teraz dopiero zaczęłam czerpać z tego przyjemność, nagle łóżko stało się bardziej miękkie od tego, które jeszcze do tej pory czułam. Wszystko było jakieś inne, to co dotykałam w moich oczach rozkładało się na czynniki pierwsze. Taka koszula, widzę w niej każdą nić, czuję każdy szef, widzę jak krawcowa szyła, widzę jak powstawały owe nici, jak pasterz goli owcę, bawełna jest skręcana, jest i nić... Cienka, delikatna, taka krucha, tak wyśmienicie gładka.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 19

-Wiesz, ja cię nie znam w sumie... Nie zrozum mnie źle, ale jeśli już to potrzebuję czasu. Jesteś miły, opiekuńczy a twój zapach mnie zniewala, ale nie chcę aby to wszystko się tak szybko potoczyło.
-Moja droga dla mnie możesz myśleć całe życie bylebyś się nie odwróciła ode mnie. Bo nie wiem jakbym to przeżył.- odwrócił się i nagle przystanął, oparł się o drzewo i w ciszy stał twarzą w bok. Nie wiem nad czym rozmyślał, aczkolwiek musiało go boleć, bardzo cierpiał.
Podeszłam do niego, objęłam go mocno. Starałam się jakoś pocieszyć, jednak nie wiedziałam co go dręczyło. Chyba by nie myślał tak długo nad tym, co by było gdyby mnie stracił.
Nastał chłodny wieczór, na ulicach pustki, ludzie zapewne bali się wychodzić z domu po tym całym zamieszaniu. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy mi włosy, nie wiem co się stało z Dreonem, zostawiłam go w parku... Odeszłam bo...sądziłam, że moją obecnością niczego nie wskóram, chyba cierpiał wtedy jeszcze bardziej... Zaczęłam rozmyślać nad tym co mi powiedział. Jeśli odziedziczyłam po matce moc wody i powietrza to znaczy, że w jakiś sposób mogę ją ujawniać... jakoś nią władać. Pobiegłam skraj wioski. Stałam na klifie nad samym morzem Wiino, znów zerwał się wiatr. Wiał tak silnie, że ledwo się trzymałam ziemi, aż w końcu porwał mnie na horyzonty. Leciałam, było tak pięknie, uniosłam się wysoko nad ziemię, aż nagle zaczęłam SPADAĆ!! 
Próbowałam złapać równowagę ale nic z tego... Leciałam w dół jak strzała, gdy miałam się zanurzyć i wpaść w głęboką otchłań wody, ktoś mnie chwycił, silnymi ramionami objął i ...pamiętam tylko jak morze uciekało spod moich stóp. Zemdlałam. Widziałam jeszcze tylko jak w odbiciu tafli wody widniały wielkie, potężne wręcz, silne, czarne skrzydła...

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 18

Półmrok przysłonił jego twarz, zastanawiał się jak wybrnąć z pytania. Po chwili przeczesując włosy, odwrócił się i rzekł:
-Jestem kimś na pozór opiekuna, byłem przy tobie przez tyle lat. Widziałem jak płakałaś po Ledel, jak cierpiałaś po utracie Dinxi. Nie mogłem cię pocieszyć fizycznie ale byłem z tobą mentalnie. Starałem się uchronić cię przed najgorszym. Nie potrafiłem znieść wieści o ceremonii... Musiałem zareagować, musiałem coś zrobić. To ode mnie list był, jakiś kontakt musiałem z tobą nawiązać przed tym wszystkim. Chciałem cię uspokoić, że do tego okrutnego czynu nie dopuszczę. A ty tylko więcej się podenerwowałaś, nie przewidziałem tego, przepraszam.- Stopniowo czułam jak się uspokajałam, a wraz ze mną wiatr tracił na sile.
Delikatnie stanęłam na ziemi. Dreon stanął za mną, puścił mnie już i odsunął się ode mnie na krok.
-Czyli zawsze byłeś w pobliżu mnie, trochę to dziwne (stanęłam w półuśmiechu) tak trochę nielegalne- zaśmiałam się po tych słowach.
-Mówisz, że list jest od ciebie, z tego co pamiętam na końcu było napisane "Kocham Cię"
- zaczerwienił się i odwrócił na pięcie.
-Widzisz, tylko się na mnie nie denerwuj. Zawsze gdy na ciebie patrzę, przechodzi przeze mnie dreszcz. Nie myślę o niczym innym jak tylko o tobie. Wtedy w lesie, gdy zniknęły twoje ubrania, heh to było nawet trochę zabawne, szczególnie jak potem się na mnie wkurzyłaś. Nie martw się nie podglądałem cię, wymieniłem ubrania bo pozostawiały po sobie charakterystyczny zapach.
-Czyli to nie tylko ty tak intensywnie pachniesz czarnym bzem ?
-A podoba cie się?-spytał z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
-Ty pachniesz błękitnymi kameliami. Zapach podąża za tobą praktycznie wszędzie gdzie się ruszysz. Gdy tylko czuję jak się zbliżasz natychmiast wariuję, w głowie mi się kręci... To jest tak niesamowite, nawet teraz gdy stoisz przede mną taka piękna, wstrzymuję się, żeby cię nie pocałować, abyś się za szybko do mojej osoby nie zraziła.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 17

-Jak się czujesz? Wszystko gra ?
-Jest w porządku, trochę dziwnie się czuję... ale to znośne w miarę.
To dobrze już się bałem, że ciebie też dotknie... no nie ważne.
- Co ty tutaj robisz?- Wcięłam się  w jego zdanie.
-Widzisz, chodzi o to, że aktualnie nie jesteśmy na ziemi, jesteśmy ponad sferą ludzką, to trochę...ciężko to wytłumaczyć. Spokojnie, zrozumiesz z czasem, potem będzie łatwiej, bo z początku pewnie się nie połapiesz... Będę z tobą, o nic się nie martw ...
-Ale o czym ty mówisz? Co się dzieje?
-Pamiętasz sytuację w jeziorku? Jak glony oplotły ci ciało? Pamiętasz ranę na stopie? To wszystko nie działo się bezcelowo, każde zdarzenie w twoim życiu miało cię doprowadzić właśnie tutaj.
Posłuchaj mnie teraz uważnie, nie jesteś zwykłą mieszkanką Quintrix, z plemienia wody. Ja też nie jestem... mimo to różnimy się od siebie. Znasz historię twojej matki ?- i wtedy przez myśl przeleciał mi wątek mnie bujanej na rękach przez szczupłą, wysoką, czarnowłosą kobietę.
-Nie pamiętam jej, zmarła gdy miałam 5 lat.  Nie wiem o niej nic, pamiętam trochę babcię, to ona była ze mną po śmierci matki, to ona mnie wychowywała, nic poza tym.
-No właśnie, twoja matka Nerolai, nie była tylko twoją matką. Po jej śmierci, szaman uznał, że była wiedźmą, zniszczył wszelką pozostawioną po niej historię, wszystkie pamiątki. Bowiem przepowiednia głosiła, że:
"Wiedźma, stąpająca po ziemi Quintrix, będzie miała dzieci z nieprawego łona. 
Syn będzie przejawiał moc straszną, zniszczy wioskę i będzie dążyć do zagłady oraz zniszczenia całego świata. 
Córka natomiast odziedziczy nieziemską  moc wody i powietrza. 
Im głębsza głębia w oczach tym silniejszą siłę będzie dzierżyć"
-Ale moja matka... miała tylko jedno dziecko, no w sensie, że mnie...
-No właśnie, widzisz, nie tylko ty dzielisz krew swojej matki.
-Mam brata ?!
-Nazywa się Awarius, wyjechał gdy miałaś trzy lata. Z tego co wiem to mieszkał w Narewii. Nie wiadomo co z nim się teraz dzieje, czy w ogóle żyje... Teraz by miał 21 lat.
-O mój boże... I ja nic nie wiem !!
Po pierwsze, moja matka była wiedźmą! Po drugie, ja też jestem wiedźmą???? Po trzecie, mam brata, który ma zniszczyć świat! Co tu się dzieje?? Kim ty właściwie jesteś?! Skąd tyle o mnie wiesz??

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 16

                                         Cisza w koło mnie, skłoniła do otwarcia oczu. Po lewej wielkie ognisko buchało płomieniami i dymem, po prawej zapłakani przyjaciele a naprzeciw mnie ...szaman. Odcinał skrawki kory z noża wykonanego z drewna drzewa metalicznego. Znowu to samo, cały stres przejął nade mną władzę. Ciemne chmury nabrały wrogiego pomruku. Zaczął padać deszcz, zgasił ognisko,widziałam jak ludzie z plemienia o szarych oczach, unosili twarze wysoko w górę, chłonęli moc nieba i wody. To był niesamowity widok, widać, że wierzą w tą dziwną magiczną nicość. Rozpętała się ogromna burza, błyskawice waliły po całej wsi, zaczęły domy płonąć... 
- Co za szaleństwo- pomyślałam. Okropna zawierucha, kubły na śmieci , budy dla psów, wszystko fruwało po ulicach. A na rynek...
Wtargnęło tornado, szalało, prędko, tak szybko, leciało prosto w moją stronę... Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć wręcz. Ludzie pouciekali, szaman klęknął... Modlił się !
- Co tu się dzieje ?- Szarpanina nie pomagała, tornado pochłonęło mnie w swoje epicentrum.
SZUM, TRZASK, KRZYK...
To wszystko działo się wokół mnie, a ja nie mogłam nic zrobić.
Nagle w ułamek sekundy, znalazłam się ponad chmurami, czułam dziwną moc, byłam silna. Tam na górze było spokojnie, harmonijnie. Wszystko do siebie pasowało, było pięknie, a pod moimi stopami działy się takie okrutne rzeczy. Wtem ktoś mnie złapał za ramię. Czarny bez...
Nigdy bym nie pomyliła tego zapachu. To on ! Brakowało mi tej nonszalancji i pysznej woni. Wtuliłam się w niego, to było straszne, tyle rzeczy, tyle szalonych sytuacji na raz. W jego ramionach poczułam spokój i zrozumienie.
Moment,
co on tutaj robi??

:D !

To już 15. rozdział :D
Aktualnie nie mam zamiaru kończyć :)

Dziękuję tym co czytają, mam nadzieję, że się podoba :)

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 15.

Ciepło porannego słońca otulało moje ciało w coraz większym mając je zasięgu. Otworzyłam oczy, wszędzie porozwalane meble, pobite szkła, promienie słońca odbijały się od skrawków butelek i mieniły różnymi kolorami po całej przestrzeni. To magiczne zjawisko oczarowało mnie. 
 Nagle trzask, świst, głuchy krzyk kobiety, silny, bolesny uścisk. To był mój krzyk, moje ciało. Szarpali mną, siłą ciągnęli po ziemi. Było zimno, czułam jak drobne ostre kamienie wdzierają mi się w skórę pleców. Wiem, minął tydzień od uroczystości. Znaleźli mnie, kobieta miała rację. Wepchnięto mnie do ciasnej klatki, powóz prowadziły zakapturzone postacie, przypominały trochę czarną, mroczną śmierć. Było tak zimno, chłodny wiatr wbijał brutalnie szpile w moje ciało. Nagle zatrzymaliśmy się,byliśmy na głównym placu w Quitrix. Byłam wycieńczona i głodna, wyciągnięto mnie z klatki i związana grubym sznurem maszerowałam za "zakapturzonymi" przez tłum ludzi.
-Czy oni przez ten cały tydzień tu stali?...-wdarł się do głowy wątek komicznej ironii. Wpatrywali się we mnie, szeptali między sobą. 
Było dość dziwnie...
Zapach świec i mocnych kadzideł  drażnił nos wewnątrz. Oczy łzawiły od wiatru, zebrały się nad głowami czarne, złowrogie chmury. Na środku placu stał wielki, drewniany pal. Ktoś mnie podniósł, sznur się napiął i ścisnął mnie tak, że nie miałam możliwości oddychania. Zamknęłam oczy, trzymałam mocno zaciśnięte, bałam się tego co miało mnie za chwilę spotkać.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 14

Nagle...
Poczułam jak woda mnie, otaczająca robi się coraz cieplejsza. Nie do przesady,było to przyjemne ciepło. Otulało moje ciało niczym miękki kocyk. Woda już mi sięgała do bioder, zielone, obrzydliwe, gloniaste glony rozluźniły moje kostki. Nade mną pojawiła się lekka, błękitna mgła. Opadła powoli n moją twarz. Delikatne drobinki pyłu śmiesznie łaskotały na policzkach. Węzły już całkowicie odpuściły. Spokojnie wyszłam ze stawu, który teraz to prędzej przypominał wyolbrzymioną kałużę. Spojrzałam na kostki, były blado-sino-zielone, choć co prawda nie bolały. Zobaczyłam za skarpą granatowe ubrania. Podbiegłam natychmiast, po czym na mokre ciało założyłam granatowy top i czarne spodnie. Boso przebiegłam ścieżką z małych gałązek.
Mogłam tak wiecznie, nie czuć tej prędkości, tego zimna. Przystanęłam... Za mną ciągła się stróżka krwi,nie czułam bólu, więc się zdziwiłam. Spojrzałam na ciało, zauważyłam jak na mojej stopie rozwarstwia się coraz bardziej głęboka rana. Teraz dopiero poczułam przeszywający całe moje ciało, okropny ból. Bezsilna padłam na ścieżkę. Czułam jak odpływam, a z ziemi wydobywał się lekki, cykliczny pomruk.

Nie łatwo podnieść powieki, tak ciężkie i obrzmiałe. Leżałam na czymś twardym, niewygodnym. Uchyliłam powieki i ujrzałam ciemne,niskie ściany, leżałam na łóżku a potem były jakieś wielkie głazy, na których widniały jakieś dziwne znaki. Zaciekawiona wpatrywałam się w kamienie. Wtem drzwi się uchyliły, a zza nich wyszła starsza kobieta z długimi do samej ziemi, siwymi włosami.
-Wszyscy cię szukają moja droga. Nie przeszłaś ceremonii, mogą cię za to wydalić z Quitrix. Oddzielą cię siłą od rodziny i przyjaciół.
-Nie mam rodziny- odrzekłam z bólem wstając z łóżka.
-Dziecko leż, nie wychylaj się bo cię jeszcze zobaczą,wtedy nie okażą litości. Kręcą się tutaj co chwilę, szczują na ciebie psy. - Przyłożyłam do stopy coś w postaci liścia, piekło okropnie, czułam jak miliony ostrych jak brzytwa igieł, wbijało mi się i przedzierało przez każdą warstwę skóry aż do kości. Wykrzywiłam twarz z bólu. Po chwili zasnęłam, czułam, że znowu odpływam i lecę daleko w jakąś otchłań.
.
.
.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 13

Zatracona w woni nie czułam nawet prędkości, nawet nie zorientowałam się, że chłopak jest bez kaptura. Czułam jego kruczoczarne włosy na swojej twarzy. Aż w końcu dobiegliśmy... Spojrzał mi głęboko w oczy i :
- Jestem Dreon, tak, znam Dinxi, tak, ciebie też znam, o liście nie powiem. jestem z plemienia "Światła"- gdy tylko wypowiedział nazwę, natychmiast zauważyłam złotą iskierkę na tle ciemnego brązu. Krążyła ona po źrenicy, jakby tańczyła taniec orientalny, była piękna. Już nawet nie słuchałam. Zdjął mój "opatrunek" z policzka, ucałował w drugi i odszedł, a właściwie to odbiegł w ciemny las. Po minucie zniknął mi z pola widzenia. Zostałam sama, na jakimś bezludny pustkowiu, w dodatku...!
Byłam tylko w bieliźnie!!
- O nie! Świnia!- zawołałam za nim. Ukradł mi sukienkę, żeby się na mnie napatrzeć i uciekł, zostawiając mnie prawie nagą na jakimś polu.
Usłyszałam szum, pomyślałam, że to znowu ci, którzy nas atakowali. Bez chwili zastanowienia postanowiłam obejść dźwięk i sama przystąpić do ataku, ale od tyłu. Jakże byłam zaskoczona gdy okazało się, że chciałam zaatakować...staw. Zbliżyłam się, kucnęłam i w tafli wody ujrzałam...NIESAMOWITE !!
Ujrzałam w niej samą siebie...Znudzona położyłam się na brzegu i zamknęłam oczy. Wsłuchując się w szum wody, zdołałam wyodrębnić z niego rytm, potem melodie, która nosiła się po całej polance. Wstałam, umyłam twarz, po czym uznałam, że jest bardzo gorąco. Rozebrałam się i weszłam do wody po samą szyję. Odwróciłam się od miejsca mojego odpoczynku, po czym zaczęłam tańczyć do rytmu wody. Odwróciwszy się z powrotem, zauważyłam brak bielizny...
-Noooo SUPER!! - okradli mnie z ostatnich ubrań. Krzyknęłam ze złości bardzo głośno. Wtem poczułam skrobanie w stopę, cała woda zaczęła się mienić w odcieniach niebieskiego i zielonego. Wystraszyłam się i chciałam jak najszybciej wyjść, lecz staw zrobił się jak wielki basen, bez możliwości wyjścia...
Dopłynęłam do brzegu. lecz jakaś bariera mnie zatrzymywała. Wtedy śliskie i obrzydliwe, podwodne rośliny, zaczęły oplatać moje stopy. Na początku łaskotało, jednak gdy po chwili zacisnęły węzły już nie było tak wesoło. Zaciskały się coraz mocniej i ciaśniej, stopy mi zdrętwiały, już nie czułam czy nimi jeszcze ruszam.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 12

Zawiał wiatr, obił się o brzegi jego kaptura, a mi rozwiał włosy na wszystkie strony. Znów poczułam zniewalający zapach czarnego bzu.Chłopak wstał i nonszalancko oparł się o pień drzewa.
- Zrobimy tak, nie możemy ze sobą rozmawiać ale możesz mi zadać jedno pytanie, póki Cię jeszcze nie znaleźli. Spojrzałam na niego z wytrzeszczonymi oczami, byłam zaskoczona, gdyż wcześniej wiedziałam o co chcę spytać a teraz miałam taki mętlik w głowie... Tyle pytań, które zadać? Czy to była Dinxi? Czy do ciebie machała? Czy o tobie wtedy mi mówiła? Czy to od ciebie ten list? Z jakiego jesteś plemienia? Ile masz lat? Jak masz na imię? I w końcu...SKĄD MNIE ZNASZ ????
Cisza
Powstał tylko chaos. Odeszłam na bok polany, żeby móc spokojnie pomyśleć. usiadłam wśród źdźbeł traw i zaczęłam myśleć racjonalnie.  Żadne z pytań nie będzie mi potrzebne do szczęścia, a właściwie żadna z odpowiedzi, jaką bym na nie usłyszała. Siedziałam tak pewna, że nie zadam chyba żadnego pytania... I wtedy mnie olśniło! Już wiedziałam ! Zna go Dinxi, on zna mnie, napisał, że mnie w końcu kocha! Wstałam z uśmiechem na twarzy i pewna siebie pomaszerowałam do nieznajomego i wtedy usłyszałam tylko świst, a tuż za uchem przeleciała mi strzałka. Strzałka z mojego plemienia bo miała grot z drzewa Aragronu. Kora jest bardzo trująca, wystarczy zadrapanie a trucizna rozchodzi się po krwiobiegu  w ciągu dwóch dni, po czym wydziela substancję zwaną intorem, powodującą zbrylenie się cieczy. W takich męczarniach umierają zwierzęta oraz ludzie...
Strzałka ominęła co prawda mnie lecz trafiła...w sam kaptur "nieznajomego" nie krzywdząc go. Ten natychmiast przybiegł do mnie, wziął na plecy i znów biegł i biegł, i biegł, i biegł...

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 11

Po dłuższej chwili uznałam, że to zwierzę. Dotknęłam się do policzka i znów ten ból, lecz tym razem poczułam coś jeszcze, coś wilgotnego i klejącego się. To była moja krew!
-Nie ruszaj tego ! Niech się zrośnie!
Usłyszałam i automatycznie się odwróciłam, łzy znów napłynęły mi do oczu.
Trwało to ułamek sekundy, usłyszałam tylko szelest gałęzi a potem mocne, twarde TUP. Za mną stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak w kapturze. Był szczupły, chwycił mnie za ramię. Ciągle  się przyglądałam jego twarzy,lecz przy jego spuszczonej głowie niewiele mogłam dostrzec. Przysunął się do mnie i zerwał kawałek swojej koszuli, nasmarował jakąś mazią i z powrotem przytknął mi do rany. Poczułam ostry zapach czarnego bzu. (...znów ten bez)
Natychmiast się domyśliłam, że to on mnie tutaj przyniósł. Odsunął się dwa kroki w tył a ja automatycznie przy powiewie wiatru zaciągłam się pyszną wonią. Rozbawiło go to i zobaczyłam piękny, szeroki uśmiech a za nim lekkie dołeczki w policzkach. Staliśmy tak chwilę w niezręcznej ciszy, po czym ja nie wytrzymałam i usiadłam. Otaczała mnie rozlewająca się na cały widnokrąg polana, pięknie pachniała. Suchą trawą, barwnymi kwiatami...przez chwilę było magicznie...dopóki się nie odezwałam.
- Więc...szybko biegasz.- spróbowałam zagadać. Lecz ten stał nade mną w dalszym ciągu, uśmiech już trochę mu zszedł z twarzy. A przez kaptur ciemny jak noc, chcąc nie chcąc nie mogłam ujrzeć jego twarzy. Odwróciłam z powrotem głowę, a ten usiadł obok mnie i powiedział:
-Gdybyś widziała jak to u mnie biegają... uznałabyś mnie za wolnego jak żółw- znów się uśmiechnął. Siedziałam pełna pytań i wątpliwości obok osoby, która mogła być odpowiedzią na wszystkie moje zagadnienia...

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 10

Słyszałam krzyki kobiet i mężczyzn, nikt nie rozumiał co się dzieje. Ja czułam tylko woń czarnego bzu, oplatała mnie i wyciągała ze splątanego na nadgarstkach sznura. Delikatnie się uniosłam i...
Wtedy już tylko czułam silny powiew wiatru na twarzy. Ktoś biegł,biegł niosąc mnie na rękach. Prędko wtuliłam się w przesiąkniętą zapachem bzu, kurtkę i zanim się obejrzałam, stanęliśmy. Poczułam tylko, że zsuwam się na coś miękkiego i leżę.
Gdy się obudziłam, słońce świeciło mi prosto w twarz, promienie były ciepłe, delikatne, takie... przyjemne.  Chciałam dotknąć policzka, żeby schwytać ciepło w dłoni, lecz jedyne co wyczułam to kawałek szmaty! Zerwałam ją natychmiast i chwilę po tym poczułam niesamowity ból, tak bardzo bolało, że rozpłakałam się. Łzy zneutralizowały odczucie. 
Otworzyłam oczy i...
Znajdowałam się na jakiejś polanie a za mną były trzy drzewa. na każdym z nich było wyryte jakieś słowo... Podeszłam bliżej i dotarło do mnie co tam jest napisane. Na każdym z nich widniało słowo DEROSTIA. Przejechałam palcami po drewnie, bardzo lubię takie poczucie, że dotykam czegoś co jest tutaj od wieków i widziało historię. Zamknęłam oczy i się rozmarzyłam. Usłyszałam nagle szelest w pobliskich krzakach. Zerwałam się i czekałam na rozwój wydarzeń.

:D !

Uwaga !
Szykujcie się na mega dawkę :D
Rączka zdrowa, można wznowić produktywność :D
Już dzisiaj zaczynam :P

czwartek, 2 kwietnia 2015

:( !

Musicie mi wybaczyć, miałam mały wypadek przy pracy...




Nie mogę na razie pisać...Ale obiecuję, że wam to wynagrodzę !
Będę dodawać częściej rozdziały :P
Mam nadzieję, że wam się podoba moje opowiadanko :)
Trzymajcie się cieplutko ! :*

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 9

Po chwili wpatrywania się w siebie i natarczywym przeszukiwaniu swoich myśli, poznałam w owej dziewczynie dziecko. Było młode, silne i niewinne. Mała z ciemnymi włosami dziewczynka o szarych oczach... Zaraz coś mi świta!
Ale jednak nie...
Nie to niemożliwe, przecież minęło tyle lat, to nie było zaplanowane, przecież nie można tak się kontaktować z innym plemieniem. Poza tym została ona wydziedziczona z plemienia deszczu do plemienia śmierci...A przecież ma dobre serce i zabrała mnie żebyśmy porozmawiały, co było zabronione nam obu. Po dłuższej chwili namysłu powiedziałam sobie dość.
-Ty jesteś Di...- w tym momencie złapał mnie ktoś za rękę, bardzo mocno i pociągnął. Czułam jak krew w żyłach odpływa z mojej dłoni i już do niej nie wracała, szłam...nie...BIEGŁAM
Nie należało to do przyjemnych doświadczeń. Och nie ! To już czas! Wybiegliśmy na plac główny całego miasteczka, wkoło tłum ludzi. Na środku wysoki na 10m pal, do którego miałam być przywiązana, obok leżał nóż wykonany z brązu, który jest tępy jak żadne inny. Zobaczyłam po chwili gruby sznur a wokół niego, stojące dzieci ubrane w czarne koszule i białe spodnie. Zauważyłam wśród nich dziewczynę, która wręczyła mi pudełko. Przeskakiwała nerwowo z nogi na nogę, rozglądając się po wszystkich zebranych. Nagle stanęła na palcach i pomachała do kogoś ukrytego w tłumie, w dalszym ciągu podenerwowana. Myśląc o niej nie zdążyłam się nawet zorientować kiedy dwóch mężczyzn przywiązało mnie do słupa. Gdy wróciłam "na ziemię" zaczęłam się wyrywać lecz to było na nic. Już za późno było na wszelkie ucieczki. Zacisnęłam mocno oczy i starałam się nie myśleć o tym dniu, o tej nocy. Niestety nie potrafiłam, najpierw list, potem ta sukienka, potem jeszcze te słowa "kocham Cię"... tak rzadko je słychać w moim otoczeniu. Do jasnej cholery kto to napisał ?! Nie potrafiłam przestać rozpatrywać całej sytuacji...Otworzyłam oczy i zdążyłam ujrzeć tylko błysk uśmiechu, aż nastała kompletna ciemność.

Rozdział 8

23:58 !!
Wybiegłam z domu w owej sukieneczce. Z nadmiaru emocji zrobiłam się czerwona...Stanęłam
Wbił mnie w ziemię widok, przedstawiający tłum szamoczących się ludzi, gapiących się na mnie przenikliwymi spojrzeniami. No tak w sumie nie ma co się dziwić, dziewczyna w białej sukience, mokrych, ciemnych włosach, którą czekała katorga. Zaraz, 00:00??
Podeszła do mnie znowu ta sama dziewczyna, która wręczała mi wcześniej pudełko. Jej czarne oczy migotały jak oszlifowane czarne diamenty. Patrzyła na mnie nimi jakby chłonęła moją przeszłość.
Złapała za rękę i mocno pociągła za sobą, mówiąc:
-Chodź- oczywiście poszłam, domyślałam się bowiem, że to pierwsza część ceremonii. I nagle owa postać przystanęła, byłyśmy w ciemnym zaułku, na krańcu wioski. Nikogo innego prócz nas tam nie było, tylko i wyłącznie my. Zdjęła kaptur, teraz ujrzałam blond pukle w całej okazałości. Przytuliła się do mnie i rzekła:
-Och!! Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja za tobą tęskniłam! Tyle lat minęło! To straszne, że musi nas obie to spotkać, ale wiedz, że wszyscy z mojego plemienia na ciebie liczą. Dreon w szczególności.- już chciałam protestować, że przecież się nie znamy, ale zaintrygowała mnie dziewczyna, która znała chłopca, który być może zna i mnie...