piątek, 8 maja 2015

Rozdział 26

Wskazał palcem na niebo, spojrzałam a tam …to dziwne.
Chmury poruszały się odtwarzając historyjkę. Widniały dwie postacie, wysoka i trochę niższa. Dobrze się dogadywały, bawiły się ze sobą. Lecz gdy obie sylwetki się wyrównały wzrostem, jedna upadła na ziemię… Rozwikłała się ogromna burza, błyskawice strzelały wszędzie, aż w końcu jedna trafiła tego, który stał. Padł na ziemię i leżeli oboje obok siebie. Wtedy zeszła do nich kobieta, w długiej sukni. To było niesamowite, ona oddała swoje życie za tego porażonego piorunem.  Oboje wznieśli się w górę, a ten jeden został sam na dole.
-Teraz już wiesz jak to się stało, że jestem w plemieniu „Światła”, a właściwie to byłem…
-Czy to byli twoi rodzice? Co się stało?
-Moja matka się ukrywała, ponieważ miała brązowo zielonoszare oczy... Ojciec, jako, że nie mógł na nią liczyć, musiał sam zajmować się wszystkim, byłem małym chłopcem jeszcze. Nie rozumiałem tych bzdurnych zasad jakie u nas panowały. Dla mnie wtedy życie było beztrosko bajkowe. Do czasu aż i ja miałem ukończyć 18 lat, jestem wildorem, trochę inaczej to obchodzę od wszystkich. Wtedy bowiem dostaję skrzydła. Niestety, byłem nim tylko ja i wszyscy bali się konsekwencji trzymania takiego mutanta w wiosce, więc dla bezpieczeństwa, skazano nas. Mnie i ojca, aby nigdy  więcej nic takiego podobnego do mnie mogło się zrodzić...
Ojciec zmarł na wskutek przebicia serca, mnie trafił piorun więc uznali, że wystarczy abym był podłączony pod zasilanie... Chcieli, żebym się po prostu żywcem spalił. Zostałem przykuty do ziemi, i wtedy moja matka...
Moja matka była wildorem, nikt nie wiedział o tym! Podeszła uwolniła mnie i sama położyła się tuż przy ojcu. Kochali się, nie potrafię sobie wyobrazić jak mocne i silne uczucie trzymało ich przy sobie, nawet w chwili śmierci. Musiałem uciekać, ukrywać się. Ta kobieta, która cię wtedy przygarnęła w tym domku, wychowała mnie na dojrzałego wildora, nie bała się, że mógłbym ją skrzywdzić i zabić w każdej chwili. Miała dobre serce i mi pomogła... Teraz już wszystko wiesz...- natychmiast go mocno przytuliłam, głaskałam po głowie, karku i plecach. A on zapłakał gorzko.

-Nawet nie wiesz jak za nimi tęsknię!  Jak to jest... bać się domu, bać najbliższych ci ludzi. Uciekasz ze świadomością, że nikt na świecie cię nigdy nie zrozumie, i nie da możliwości wyrzucenia z siebie tego żalu, gniewu i niepokoju...

6 komentarzy:

  1. Wow! Nie spodziewałam się takiej historii. Aż się wzruszyłam.
    Czekam na next.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no, aż nie mogę niczego sarkastycznego wymyślić... :p fajna historia :)
    chociaż czekaj i tak cię opieprze :p jeżeli zrobisz na końcu to, co mówiłaś: wsiądę w 2, pojadę na grunwaldzki, przesiąde się do 5 i pojadę na to twoje zadupie :p a tam już się zobaczy :p Ale tak czy inaczej pożałujesz :p
    No, to wszystko :) buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. współczujące.. w ogóle z każdego rozdziału bije wiele ekspresjii ...
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze? :P
      Zawsze mogę co nieco stonować...

      Usuń
  4. widze ze chyba źle sie wyraziłam chodziło mi ze w tych rozdziałach jest tyle uczuć, to dobrze oczywiście...
    Powiem krótko jestem oszołomiona :)

    OdpowiedzUsuń