wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 27

– Ja cię rozumiem, sama po sobie czuję to co ty. Nic się nie martw, nie jesteś sam. Masz mnie a ja cię nie mam zamiaru opuścić, przynajmniej na razie – musiałam coś wymyślić, żeby nie był taki zdołowany i proszę uśmiech gwarantowany.  Białe ząbki kontrastowały z twarzą.
– To znaczy, że powinienem się kiedyś spodziewać? Miałbym się spodziewać twojego odejścia ode mnie ??
– Nie – i wtedy naszło mnie, żeby go pocałować... Nie, nie tak jak od razu myślicie. W policzek, delikatny ale czuły całus. To chyba wystarczyło, zbiło go to z tropu kompletnie. Chyba się nie spodziewał takiego zwrotu akcji. Zamarł, a ja pobiegłam szybko, wypiłam cały sok i wróciłam do niego, gdzie ten leżał rozanielony w łóżku i z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w każdy mój krok.
– Jak bardzo znaczące było to co przed chwilą zrobiłaś?
– Aż wcale... – wtedy jego mina była... nie wyobrażalnie bolesna.
– Żartuję głupolu, jesteś moim najlepszym przyjacielem, dziękuję, że jesteś i nie wiem jak mam ci to wynagrodzić po prostu... chcę w jakiś sposób pokazać ci jak bardzo mi na tobie zależy...
– Nie musisz za nic dziękować. Jestem z tobą, ponieważ chcę a nie dlatego, bo ktoś mnie do tego zmuszać. Więc nie ma za co dziękować. To miłe i dziękuję ale zrozum.
– I co może mam jeszcze przeprosić? – zaśmiałam się głośno do niego.
– Nie, nie musisz, haha. – wstał z łóżka i sam szybko mnie ucałował w czoło. Podniósł mnie, położył na materacu, a sam przyniósł mi moje ubrania i kolejny kubek soku pomarańczowego.
– Ty się szybko ubieraj, bo zaraz wychodzimy. Chyba nie będziemy się cały dzień kisić w tym moim małym, dusznym domku. – uśmiechnięty odwrócił się i stał tyłem, czekając aż się zabiorę za ubieranie. Rozbawiło mnie to kompletnie jak szybko zmieniło się jego nastawienie do świata. Najpierw płakał i było mu ciężko a po chwili radosny i przepełniony swoim wdziękiem znów cieszył się życiem.
– Ubierasz się już? – zniecierpliwiony odwrócił głowę.
– Hej! No już się rozbieram, spokojnie. – ledwo zdążyłam zakryć się koszulą. Założyłam cienką bluzkę z jakimś nadrukiem i krótkie szorty. Teraz zauważyłam jaki specyficzny zapach mają moje ubrania. Były dziwnie słodkie a zarazem gorzkie. Nie rozumiem co w tym przyjemnego wąchać takiego śmierdziucha jak ja. Ale przecież nie zabronię Dreonowi napawać się i cieszyć moim zapachem, skoro jemu się to podoba... Ubrałam buty i poklepałam go w lewe ramię gdzie ja już zaczęłam wychodzić z prawej strony. Zdezorientowany spojrzał na mnie.

– No ja proponuję już wyjść, ile mogę na ciebie czekać? – uśmiechnięta powiedziałam ironicznie i otworzyłam drzwi.

7 komentarzy:

  1. No proszę... co ja tu widzę? :D
    Czyżby wena powróciła? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. nie :P ale powoli coś gdybam sobie więc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no, ja myślę :P Chociaż to twoje "gdybanie" inaczej bym nazwała :p może przezwyciężenie lenia? Albo spięcie tyłka? :D

      Usuń
  3. Dobrze tak trzymać, wena wróci na pewno. Ah ten Dreon ja juz sie chyba zakochałam hi hi :)
    Fajna notka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę późno zauważyłam rozdział no ale trudno :D No więc rozdział jest świetny i strasznie się cieszę, że wróciłaś. <3 Czekam na następny.
    Weny życzę! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, będę czytać regularnie. Weny życzę :D w wolnej chwili zapraszam do mnie :Dhttp://caroline-and-stefan-vampire-diares.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Minęły trzy miesiące odkąd dodałaś ostatni rozdział. Wiem, że możesz nie mieć czasu, albo weny, bo na pewno masz jakiś powód, ale mogłabyś nam przynajmniej powiedzieć czy mamy dalej czekać. Ja czekam z niecierpliwością na następny rozdział, który mam nadzieję niedługo się pojawi.
    Pozdrawiam i weny życzę! :*

    OdpowiedzUsuń