Robiliśmy jajecznicę z pieczarkami, papryką, serem
żółtym i coś tam jeszcze. Dreon krojąc pieczarki potrafił mieszać cebulkę na
patelni i wyjadać moją paprykę. Niesamowite, jak taki zwykły wydawałoby się
chłopak z wioski, którego na oczy nie widziałam do czasu aż ukończyłam 18 lat,
mógł aż tak zamieszać mi w głowie. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić nawet
chwili spędzonej bez niego. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, często zastanawiam
się jakie to moje życie było beznadziejnie nudne, kiedy nie było w nim tego
człowieka. Ten uśmiech, którym wita mnie za każdym razem, gdy mnie widzi, to
spojrzenie, którym przeszywa moją duszę. Nie dałaby rady funkcjonować bez tego
wszystkiego, nie teraz, nie po tym wszystkim.
Naszykowane talerze zachęcały nawet swoją pustką,
do zjedzenia tak wyśmienitego śniadania. Zobaczyłam jak Dreon układa kolejno,
kubek z sokiem pomarańczowym, do malutkiego dzbanuszka wsadził śliczny,
delikatny, żółty kwiatuszek. Nie mam pojęcia co to za kwiatek, ale był piękny i
uroczy zarazem. Na stole wszystko komponowało się w idealną całość, specjalnie
naszykowaną abym nie chodziła głodna. Siedzieliśmy przy stole, wpatrzeni w
siebie, oboje uśmiechnięci od ucha do ucha, czułam, że był moim wspaniałym,
najlepszym na świecie przyjacielem. Po chwili przystąpiliśmy do konsumpcji. Po
pierwszym kęsie spojrzałam na Dreona, on na mnie też. Oboje wypluliśmy to co
mieliśmy w buzi. Było ohydne !!!
-O bleee. Nie będziesz mistrzem patelni mój drogi –
powiedziałam ironicznie.
-Tak jak właśnie myślałem, ale umrzeć z głodu, nie
umrzemy- ucieszony wstał od stołu i
podał mi zielone jabłko. Sam też sobie wziął i siadł tuż obok mnie. Przez moje
ciało przeszedł niespodziewany dreszcz. Dotknął delikatnie moich ramio,
przejechał palcami od lewego ramienia, po kark aż do prawego. Wtedy się
odsunął, otworzył wielkie okno w salonie i stał sobie. Włosy rozwiewane na
wietrze, rozprowadzały czarny bez po wszystkich pomieszczeniach. Wtedy wyrzucił
jabłko, cisnął nim w niebo tak mocno, że nawet nie widziałam kiedy i gdzie
spadło. Wydawałoby się, że nigdy nie spadnie, będzie krążyć wokół planety jak
jakaś satelita.
Wyskoczył przez okno,
przestraszona pobiegłam za nim a tuz nad moim nosem przefrunął Dreon. Jednym
machnięciem skrzydeł potrafił odbić się od ziemi i z ogromną prędkością wybić
się w górę aż poza chmury. Dopiero teraz tak naprawdę dojrzałam ich niesamowitą
siłę. Były ogromne i potężne. Sam ich widok zapierał dech w piersiach a jak
pomyśleć, że to Dreon, to można nawet zemdleć. Powolutku stanął w oknie,
naprzeciw mnie. Jego twarz wykrzywiona w grymasie, nie mówiła mi niczego, co
mogłam się spodziewać po tym całym zajściu.
Czyli kucharz z niego marny? Cholera :p to się tym jabłkiem chyba nie najedli :p
OdpowiedzUsuńi o co chodziło z tym grymasem? Uderzył się w skrzydełko?
Ale i tak wiesz, że rozdział jest mega :D
czekam na następny :)
Buziaczki :*
BOŻE poczekaj a się dowiesz :D !
OdpowiedzUsuńAle ty wiesz, że ja nie lubię czekać... więc się spręż :p
UsuńRozdział super! Tylko co stało się Dreonowi ?
OdpowiedzUsuńIdę czytać następny :D
Weny :*
suuuper
OdpowiedzUsuń