czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 25

Robiliśmy jajecznicę z pieczarkami, papryką, serem żółtym i coś tam jeszcze. Dreon krojąc pieczarki potrafił mieszać cebulkę na patelni i wyjadać moją paprykę. Niesamowite, jak taki zwykły wydawałoby się chłopak z wioski, którego na oczy nie widziałam do czasu aż ukończyłam 18 lat, mógł aż tak zamieszać mi w głowie. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić nawet chwili spędzonej bez niego. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, często zastanawiam się jakie to moje życie było beznadziejnie nudne, kiedy nie było w nim tego człowieka. Ten uśmiech, którym wita mnie za każdym razem, gdy mnie widzi, to spojrzenie, którym przeszywa moją duszę. Nie dałaby rady funkcjonować bez tego wszystkiego, nie teraz, nie po tym wszystkim.
Naszykowane talerze zachęcały nawet swoją pustką, do zjedzenia tak wyśmienitego śniadania. Zobaczyłam jak Dreon układa kolejno, kubek z sokiem pomarańczowym, do malutkiego dzbanuszka wsadził śliczny, delikatny, żółty kwiatuszek. Nie mam pojęcia co to za kwiatek, ale był piękny i uroczy zarazem. Na stole wszystko komponowało się w idealną całość, specjalnie naszykowaną abym nie chodziła głodna. Siedzieliśmy przy stole, wpatrzeni w siebie, oboje uśmiechnięci od ucha do ucha, czułam, że był moim wspaniałym, najlepszym na świecie przyjacielem. Po chwili przystąpiliśmy do konsumpcji. Po pierwszym kęsie spojrzałam na Dreona, on na mnie też. Oboje wypluliśmy to co mieliśmy w buzi. Było ohydne !!!
-O bleee. Nie będziesz mistrzem patelni mój drogi – powiedziałam ironicznie.
-Tak jak właśnie myślałem, ale umrzeć z głodu, nie umrzemy-  ucieszony wstał od stołu i podał mi zielone jabłko. Sam też sobie wziął i siadł tuż obok mnie. Przez moje ciało przeszedł niespodziewany dreszcz. Dotknął delikatnie moich ramio, przejechał palcami od lewego ramienia, po kark aż do prawego. Wtedy się odsunął, otworzył wielkie okno w salonie i stał sobie. Włosy rozwiewane na wietrze, rozprowadzały czarny bez po wszystkich pomieszczeniach. Wtedy wyrzucił jabłko, cisnął nim w niebo tak mocno, że nawet nie widziałam kiedy i gdzie spadło. Wydawałoby się, że nigdy nie spadnie, będzie krążyć wokół planety jak jakaś satelita.
Wyskoczył przez okno, przestraszona pobiegłam za nim a tuz nad moim nosem przefrunął Dreon. Jednym machnięciem skrzydeł potrafił odbić się od ziemi i z ogromną prędkością wybić się w górę aż poza chmury. Dopiero teraz tak naprawdę dojrzałam ich niesamowitą siłę. Były ogromne i potężne. Sam ich widok zapierał dech w piersiach a jak pomyśleć, że to Dreon, to można nawet zemdleć. Powolutku stanął w oknie, naprzeciw mnie. Jego twarz wykrzywiona w grymasie, nie mówiła mi niczego, co mogłam się spodziewać po tym całym zajściu. 

5 komentarzy:

  1. Czyli kucharz z niego marny? Cholera :p to się tym jabłkiem chyba nie najedli :p
    i o co chodziło z tym grymasem? Uderzył się w skrzydełko?
    Ale i tak wiesz, że rozdział jest mega :D
    czekam na następny :)
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻE poczekaj a się dowiesz :D !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ty wiesz, że ja nie lubię czekać... więc się spręż :p

      Usuń
  3. Rozdział super! Tylko co stało się Dreonowi ?
    Idę czytać następny :D
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń