I nagle przystanęłam na środku drogi, ponieważ na przeciwko mnie stała postać w długim, czarnym płaszczu. Spod kaptura wystawały kosmyki jasnych jak słońce blond, kręconych włosów. Głowę miała nisko spuszczona, po chwili ujrzałam jej śnieżnobiałą dłoń, która wyciągała coś zza pleców.
Wyglądało to jak pudełko, było podłużne, dosyć spore i również miało kolor czarny. Nagle owa osoba zaczęła się zbliżać do mnie i wymawiać jakieś słowa, trochę dla mnie niezrozumiałe. Spojrzałam na zegarek, żeby wiedzieć ile zostało do mojego męczeństwa. Była 23:45, więc zostało mi 15 minut.
Dziewczyna podeszła do mnie prawie, że nucąc słowa, które wypowiadała cichym szeptem.Wręczyła mi pudło, teraz dopiero zauważyłam czerwone drobiazgi, zdobiące pudełko. Na wieczku była czerwona koronka, co za przypadek !
Taka sama była na kopercie od tajemniczego nieznajomego. Ułożywszy pudło na moich dłoniach, odwróciła się na pięcie i poszła w swoim kierunku. W pewnej chwili poczułam się jak dziecko, wyczułam słodką woń kwiatów polnych. Nie rozumiejąc dlaczego, odprowadzałam dziewczynę wzrokiem, chłonąc jej życie, przynajmniej czułam, że takie coś robię. Uznałam, że pójdę do domu i otworzę pudło. Weszłam do pokoju i zamykając drzwi na klucz, rzuciłam pudło na łóżko. Natychmiast otworzyłam...Yyyy...
W środku była biała, zwiewna sukienka, dosyć krótka. Szybko się w nią ubrałam i przejrzałam w lustrze. Wyglądałam dość szczupło i wydawałam się wyższa, co mnie bardzo ucieszyło.
Spojrzałam na zegarek na ręce...